- Odpocznijcie nieco w cieniu św. Katarzyny - zapraszał proboszcz parafii w Woźnikach. - Przyda się - przyznawali zmęczeni upałem pątnicy.
- Szczególnie w drodze przez Piekary Śląskie żar dał się we znaki. Dzisiaj też jeszcze przygrzewa, ale już nie tak - podsumowują pątnicy, z uśmiechem ocierając pot z czoła. - Poza tym mieliśmy już po drodze z Bujakowa prawie 10 kilometrów w ulewnym deszczu, więc jakoś się bilansujemy - żartują...
I ani przez chwilę nie zapominają, że ta wędrówka na swój bardzo ważny cel, a ich pragnieniem jest jak najlepiej przygotować się na jutrzejsze jasnogórskie spotkanie z Matką i Chrystusem. Podczas dłuższego odpoczynku w otwartej świątyni ciągle widać pątników skupionych na cichej modlitwie...
- Pogoda nas przed niczym nie powstrzymuje. Idziemy zgodnie z planem, a czasem nawet jesteśmy przed czasem. Małe niespodzianki pogodowe to nic w porównaniu z radością, która towarzyszy wszystkim pielgrzymom. Bo każdy problem na modlitwie oddają Panu Bogu. Tej modlitwy zauważam bardzo dużo i cieszę się, że tak przeżywają swoje pielgrzymowanie zarówno starsi jak i młodzież. Widać, że wiedzą, po co idą - mówi ks.prał. Stefan Sputek, główny przewodnik cieszyńskich pątników.
Podczas postoju pielgrzymi korzystają z okazji, by oddać swoje utrapienia fizyczne pod sprawne ręce s. Pauli, elżbietanki, i s. Małgosi, które smarują kremami przygotowanymi według sprawdzonej receptury zaczerwienione od gorącego asfaltu nogi, a na bolące pęcherze też mają swoje sposoby. Okazuje się też, że nawet pielgrzymkowa chusta z nadrukiem w ich rękach świetnie sprawdza się jako temblak dla obolałej ręki...
Po pomoc przychodzi też ks. kan. Brunon Grajcke. Szybka interwencja i ochronny plaster pozwalają maszerować dalej. - Tu każdemu bardzo zależy, żeby iść i dojść. Bo wyrusza się w tę doroczną pielgrzymkę, żeby podziękować za wszytko, co najważniejszego otrzymaliśmy. Tak to już z nami jest, że rzadko to robimy, a każdy z nas ma za co podziękować. Więc idziemy, żeby znowu spojrzeć na tą szczególną twarz Madonny z Jasnej Góry i w Jej ręce złożyć tę naszą wdzięczność, a także te wszystkie intencje, które powierzyli nam inni. Jesteśmy za to odpowiedzialni, ale też te intencje sprawiają, że mimo bólu czy kontuzji tajemnicza siła niesie nas ku Jasnej Gorze. Nikt o tym nie będzie opowiadał szczegółowo, ale każdy z nas to czuje - mówi ks. Grajcke.
Sam zwraca uwagę obserwatorów nietypowym kapeluszem, ozdobionym sporą garścią piór. - Tak się utarło, że gospodarze, których po drodze odwiedzamy, kiedy proszą mnie o modlitwę w jakiejś intencji, dołączają symbolicznie piórko. No i widać, ile się tego zbiera... To są piórka, które mają swoją wagę - tłumaczy kapłan.
A kiedy widać, jak w kolumnie pątników wyruszających z Woźnik maszeruje o kulach ks. Stanisław Binda, widać, że nie ma w słowach o pragnieniu, by dojść, ani odrobiny przesady.
O tym, jaki bagaż próśb i podziękowań niesie w tej drodze Jadwiga Hutnicka ze Strumienia, dałoby się pewnie książkę napisać. - Chodzi przede wszystkim o rodzinę. Spraw jest tyle, problemów rozwiązanych, ale też tych do rozwiązania. Komu to można zawierzyć, jak nie Matce Bożej? Już tyle trudnych doświadczeń było, różnych chorób w rodzinie, śmierci, więc wiem, że swoimi siłami człowiek wiele nie uniesie. Pozostaje prosić Maryję o opiekę i dziękować, że daje oparcie, pomaga na nowo uczyć się żyć po każdym trudnym doświadczeniu - mówi pani Jadwiga. I z uśmiechem wspomina, jak z własnymi dziećmi wzrastała na nowo jej wiara... Za nią też dziękuje Maryi...
Z tych utrwalonych przez lata pielgrzymowania więzi pątników i ich gospodarzy rodzą się też inne owoce. - Po drodze otwierają nam swoje domy i oddają swoje łóżka ludzie, którzy wcale nie są majętni. Dlatego postanowiliśmy u jednych naszych gospodarzy swoją wdzięczność przełożyć na konkretną pomoc i dało się wiosną tego roku pomóc w gruntownym remoncie i urządzeniu nowej kuchni i łazienki. I udało się kupić, co trzeba, a pielgrzym Antoni wykonał fachowe prace - mówi Małgorzata Karolczuk.