To znaczy jest, ale nie taki. Inny. Podobno.
Dostałem mema z kwiatkiem papieża Franciszka. Nie podobał mi się. Pachniał brzydko, bo był nieprawdziwy. Obok zdjęcia Następcy Piotra parę linijek tekstu z podpisem papieża: że nie trzeba wierzyć w Boga, żeby być dobrym człowiekiem. Że pojęcie Boga jest przestarzałe. Że można być człowiekiem uduchowionym, choć nie jest się religijnym - w Ameryce tego rodzaju ludzi określa się terminem „unchurched”, co można przetłumaczyć jako „niekościelni” czy „odkościelnieni”. To właśnie po wizycie Ojca Świętego w USA internet zaczęła zalewać fala rzekomych kwiatków papieskich - najczęściej społecznościowych memów, zawierających cytaty Franciszka - niemal wyłącznie fikcyjne, czasem autentyczne, choć niepełne, wyrwane z kontekstu i przez to bezsensowne.
Powszechny dostęp do internetu sprawia, że takie mądrości, jak cytowany powyżej sztandarowy manifest ultraliberalizmu, zbłądziły pod góralskie strzechy i na profesorskie biurka. Czytam więc: nie jest konieczną rzeczą chodzenie do kościoła i finansowanie go, dla wielu kościołem jest przyroda, a na dodatek wielu najlepszych nie wierzyło w Boga, podczas gdy wiele ohydnych czynów dokonywano w Jego imieniu.
Najpierw myślałem, że to prowokacja. Że to trochę tak, jakby w schronisku, w wieloosobowym pokoju pełnym biskupów, ktoś położył się spać ostentacyjnie nie odmawiając pacierza. Jednakże owe głupoty przesyłają mi i udostępniają ludzie poczciwi, pobożni, których znam z poczesnych miejsc w kościele. Patrzę na to, oczy przecieram, niczym Jan Hus na stosie, na widok dorzucającej do nich drew poczciwej niewiasty, wzdycham: o, święta naiwności.
A diabeł kopyta zaciera z radości. Bo dzielenie Kościoła wychodzi mu pięknie, jak nigdy od ładnych paru setek lat. Księża nie wierzą papieżowi, wierni nie wierzą księżom... Czy ktoś do kogokolwiek ma jeszcze zaufanie?
Otwieram ostatnio te wszystkie e-maile, konta społecznościowe, patrzę w ekran komputera albo smartfona i coraz częściej czuję się jak niewidomy, co w sklepie z artykułami gospodarstwa domowego ściągnął przypadkiem z półki metalową tarkę - taką do marchewki czy ziemniaków na placki - wodził palcami po tych dziurach i wodził, w końcu mówi: Boże, jak długo żyję, takich głupot jeszcze nie czytałem...