- Na ulicy trzeba być twardym. Zależało mi, żeby nie być leszczem - mówił Bogdan Krzak w Czechowicach-Dziedzicach.
Jak mówi Bogdan: - Zaczął mnie ujmować za serce ten spokój. Zacząłem chodzić do kościoła na te spotkania. Siadałem gdzieś z tyłu i chłonąłem spokój. Byłem trzeźwy, bo sobie o to zadbałem. Nie było pracy, braku pieniędzy, dzieci, nie było żony, która by mówiła, że ma dość takiego życia. A Barbara miała 19 lat, jak się nam dziecko urodziło. 21 lat jak miała trójkę małych dzieci. Mówiła: nie tak sobie wyobrażałam swoje życie… A tam nie było niczego, co mi dawało trud. Chłonąłem Kościół - ludzi, Pana Jezusa. Myślę - o co w tym wszystkim chodzi… I pytam brata. A on mi o Panu Jezusie, który dwa tysiące lat temu zszedł na tę ziemię, nie dla mojego grzechu, tylko pomimo grzechu i oddał za mnie swoje życie. Ja: - Stary, 2 tys. lat temu? To skąd wiedział, że będę miał na imię Bogdan? I brat mi zaczął mówić katechezy, to czego się uczyłem kiedyś tam na religii. I mówi: - Bogdan - On naprawdę kocha, bo żyje - umarł i zmartwychwstał. Pytam więc Darka co ja mam zrobić, żeby doświadczyć tego. A on, ze nie da się tego dotknąć. Trzeba zdecydować oddajesz swoje życie Jezusowi. Tak po prostu, całkiem. Takie jakie ono jest. Mówię, że ja w spowiedzi nie byłem ho ho ho. A brat mi, że w kościele przy drzwiach nie stoi ksiądz i nie sprawdza: jesteś po spowiedzi? Ok., wchodź. Nie? Wychodzisz. Tam jest konfesjonał, potem wejdziesz. On nie sprawdza kto jest dobry, kto jest zły. Wchodź taki, jaki jesteś, nie zmieniaj się sam, zmień się z Panem Jezusem, On ci pomoże.
Oddaje Ci swoje życie
Mnie to chwyciło za serce, że mogę tam przyjść. Mówię - Darek, ty mnie znasz, ty znasz wszystkie moje grzechy, trudy, obietnicę zabicia twojego taty, obietnicę robienia ludziom krzywdy, to co się działo, ci ludzie, którym już wyrządziłem krzywdę. A on mi mówi: - Za to wszystko umarł Chrystus...
Jak zauważył Bogdan: - I to są te rzeczy, które sprawiły, że byłem tym pobitym człowiekiem w rowie, w tej przypowieści o Samarytaninie. Tym człowiekiem pobitym przez własne pomysły, grzechy, pożądliwości ciała. Ja się sam pobiłem. A Darek: - Możesz przyjść i powiedzieć Panu Jezusowi: oddaje Ci swoje życie.
Czechowickie spotkanie dla młodych 9 marca 2018 r.
Urszula Rogólska /Foto Gość
Bogdan długo się nad tym zastanawiał. Idąc do domu ze spotkania pomyślał: - "Panie Jezu (to w ogóle była moja pierwsza modlitwa ). Znasz mnie. Jeśli jesteś, jeśli istniejesz, jeśli mój brat ma rację i ci ludzie są normalni… Ty wiesz jaki ja jestem. Ale chcę ci takie to moje życie oddać w Twoje ręce. I chciałem Cię przeprosić za te wszystkie rzeczy, które miały miejsce. Przyjmij mnie, zmień moje życie, niech się dzieje po Twojemu, nie po mojemu. Bo ja się chcę rozwieść, zostawić żonę, dzieci i popełnić błędy moich rodziców". Pomodliłem się na tej drodze i myślę: jak Pan Bóg - ten "Bóg który stworzył niebo i ziemię", to usłyszał, to może pojawi się na niebie i powie: - Bogdan, dobrze, że jesteś. Cieszę się bardzo. Patrzę do góry - nie pojawił się. Nie było Go tam. Przyszedłem do domu, położyłem się spać. Rano wstałem i… byłem zadowolony z tego, że wstałem, z życia. Poszedłem do pracy, przyszedłem do domu i tak się dzień za dniem toczył. Trzy dni minęły i mój szwagier mówi do mnie: - Ty, Kryzys, co ci się dzieje? Chłopie, ty nie klniesz. Bo ja bardzo ładnie kląłem. Ja tego nie zauważyłem, że nie klnę.
Po trzech tygodniach zauważyłem, że ja w ogóle nie pomyślałem w tym czasie o rozwodzie! Pamiętam jeszcze jak coś tam Baśce powiedziałem wtedy nie tak i mówię do niej potem: Ja cię przepraszam, ja cię nie chciałem urazić. Ona się zatrzymała i pyta: - Ty, co ci jest? Odkąd cię znam, ty mnie nigdy nie przeprosiłeś... A mnie olśniło: Basiu! Pan Jezus! Nie wiem co się stało, ale oddałem Mu swoje życie, do kościoła chodzę na spotkania - musisz tam iść! Będą rekolekcje, będzie spowiedź, musisz tam iść! Ja jej zacząłem opowiadać o Panu Bogu, a ona w tym wszystkim jeszcze widziała, że ja się zmieniam.
Wkrótce zadecydował, że nie chce wcale używać alkoholu. - Przeczytałem w Piśmie Świętym, że mam się modlić bezustannie. Bardzo mi leżały na sercu te dzieci, 6, 5, 3- letnie i chciałem się za nie modlić bezustannie. I myślę - jak ja to mam zrobić? Bóg mi podpowiedział: - To weź nie pij. No dobra. Podjąłem decyzje, że nie będę pił alkoholu do końca życia. I to tak trwa 27 lat. Do końca życia nie będę pił. Później był Sylwester. Wiedziałem, że nie będę pił, ale fajki… Ja uwielbiałem papierosy. I mówię: - Panie, ja lubię papierosy, to chyba mi tego nie zabierzesz? Słyszę gdzieś w środku, że nie, nie zabierze mi, tylko że chciałby, żebym był wolny od wszelkich zniewoleń. A papierosy musiałem kupować. Lubiłem palić. Pomodliłem się więc: - Musiałbyś zrobić coś takiego, że zabierzesz mi w ogóle głód nikotynowy. Umówiłem się z Nim na dwunastą w nocy w Sylwestra. Jak mi go zabierze, to nie palę, jak nie zabierze, to w ogóle nie będę miał oporu, żeby palić.
Jest impreza. Za dwadzieścia dwunasta idę zapalić - bo skoro mam całe życie nie palić, to wypalę ostatniego. Ale nie chce mi się palić! Czekam - bo w ciągu 20 minut na pewno mi się zachce. Północ, a tu nic. Dwa dni chodziłem z papierosami i sprawdzałem i czekałem. 27 lat czekam i dalej mi się nie chce palić - śmiał się Bogdan.
Przeżył spowiedź z całego życia. - Wysypałem się ze wszystkich grzechów. Taka życiówkę zrobiłem, mówiąc o najtrudniejszych rzeczach. Dziś mam coś, o czym marzyłem całe życie i czego nie mogłem sobie spełnić. I to wszystko się dzieje dzięki Chrystusowi.
Duchowa rEwolucja w Czechowicach-Dziedzicach
Urszula Rogólska /Foto Gość
Jestem w takim miejscu, że jestem szczęśliwy z tego, że robię rzeczy, których nie chciałem robić. Jestem terapeutą uzależnień w ośrodku dla młodzieży uzależnionej od narkotyków. A ja nigdy nie lubiłem narkomanów! Mówiłem, że nigdy z nimi nie chcę gadać! To są leszcze, które nie radzą sobie w życiu, ćpają, żeby załatwić sobie chwile przyjemności. Nienawidziłem całym sercem Hanysów, a mężem mojej córki jest Hanys - gość z Tychów! Mój zięć jest osobą, która była uzależniona od narkotyków. 12 lat temu skończył terapię. Jak się dowiedziałem o tym, to myślałem: trafi mnie. Wszystko czego nie chciałem, wszystko to mam. Ale mam tak pięknie! Ja kocham tego chłopaka z całego serca i nie jest dla mnie zięciem, jest dla mnie synem. Pan Bóg powiększa rodzinę, o którą prosiłem. To się stało jak oddałem życie Jezusowi. W Piśmie Świętym jest napisane - dostaniesz po wielokroć więcej niż masz. Teraz marzę o powrocie do domu, z którego chciałem zrezygnować tyle lat temu. Chrystus, ten Samarytanin, pochyla się nad każdym człowiekiem. Mówi: - Nie martw się, ja to wszystko zalepię. Ja po to przyszedłem. Ty robisz wszystko jak mój wróg, ale ja jestem twoim przyjacielem. Mówię ci - przyjdź…
Podsumowując Bogdan dodał: - Ja nikogo do niczego nie przekonam. Mówię o tym, co przeżyłem. Mi się marzyło więzienie, chuliganka - nie było w tym czasie gangsterski, więc chuliganka - i marzyłem, żebym mógł chuliganić za kratami. Nie siedziałem nigdy. Jestem wolnym człowiekiem. Pan Bóg pozabierał moje pomysły. Ja nienawidziłem ludzi, szczególnie dorosłych. Obiecywałem, że ich zabiję. Ale jak mój ojczym umarł, to pojechałem na jego pogrzeb. Wcześniej nie mogłem mu powiedzieć, że mu odpuściłem. Wtedy nad grobem mu to powiedziałem: - Kazek, jak mi Chrystus odpuścił, tak i tobie odpuszczam. I każdemu.
Moje życie jest teraz umiejscowione w takiej rzeczywistości, która jest pełna miłości, o której jako dzieciak marzyłem. Bo nikt nie ma prawda robić krzywdę drugiemu człowiekowi i żaden człowiek nie powinien sobie robić krzywdy. Dlatego teraz pracuję z uzależnionymi. Bo poznałem mojego zięcia, który się nawrócił w tym ośrodku, tam oddał życie Jezusowi. Byli ludzie, którzy go tam skierowali, którzy się nim zaopiekowali. Mówię mu: - Ktoś ci uratował życie… To jest przepiękne. Gdyby nie oni, to ja bym cię nie znał takiego. Gdyby cię oni do Boga nie przyprowadzili…
Bogdan przez dziewięć lat był wolontariuszem w ośrodku, w którym przebywał jego zięć. Dziś prowadzi tam terapię. - Jestem w tym miejscu. Nie wiem co Pan Bóg mi jeszcze wymyśli. Pewnie pośle tam, gdzie się boję - śmieje się terapeuta. - Ale jestem w miejscu, którego sam sobie nie wymyśliłem. Taki jest Chrystus. Nie robi nic przeciwko nam. Daje nam wszystko, żebyśmy mieli życie. I jak to mówi Pismo Święte - "w obfitości”. A dowodem tego jest Jego krzyż. Bo krzyż, który jest beznadzieją - można powiedzieć, że gorzej być nie może - okazał się nadzieją, wbrew nadziei, którą ma każdy człowiek…
O. Paweł Berwecki SJ wygłosił konferencję dla uczestników Duchowej rEwolucji
Urszula Rogólska /Foto Gość
Po świadectwie, o. Paweł Berwecki mówił młodym czym jest prawdziwa wolność, opierając się na "Ćwiczeniach Duchowych" św. Ignacego Loyoli. Kiedy jesteś naprawdę wolny, wiesz co zrobić z miliardem dolarów, które spadły ci z nieba, a które pochodzą z nieuczciwych interesów. Kiedy naprawdę jesteś wolny, w Bogu, wiesz, że każdy wybór będzie odpowiedni - nic cię nie krępuje w wyborze tego, co uznajesz za milsze Bogu - bo to Jego kochasz ponad wszystko.