- To fascynująca postać! - mówiła pisarka Joanna Jurgała-Jureczka o Zofii Kossak podczas kolejnego spotkania "Podróży życia" w ustrońskiej parafii św. Klemensa.
- Skazano ją na śmierć. Przyjęła hostię, wyprowadzono ją na dziedziniec, gdzie miała być rozstrzelana. Była przekonana, że idzie na śmierć. W pewnym momencie niemiecki żołnierz mówi, że wszyscy zostają, a ona z grupką więźniów zostaje wyprowadzona bocznym wyjściem. Myślała, że strzelą jej w plecy. A była prowadzona… na wolność… Nie wiedziała, że wykupiło ja podziemie AK-owskie.
J. Jurgała-Jureczka odniosła się także do zarzucanego Zofii Kossak antysemityzmu: - "Tygodnik Powszechny" napisał, że była drugoplanową pisarką, a pierwszoplanową antysemitką. To jest tak potwornie krzywdzące. Jej antysemityzm polegał na tym, że mówiła: jeśli w Skoczowie jest fryzjer żydowski i polski, to daj zarobić polskiemu. Owszem, przed wojną uczestniczyła w tym myśleniu ziemiaństwa polskiego i pisywała, że "Żydzi obsiedli nas jak jemioła drzewo" - w tym znaczeniu, że gospodarczo my musimy się bronić. Ale kiedy podczas odczytu zaatakowano fizycznie żydowskiego prelegenta, natychmiast walnęła w prasie ostry artykuł potępiający ten atak. W czasie wojny, kiedy się zorientowała co dzieje się z Żydami, od razu ruszyła z pomocą. Jako pierwsza, albo jedna z pierwszych alarmowała w prasie, że zdarzają się przypadki współdziałania Polaków w mordowaniu Żydów. Napiętnowała je. Narażała życie własnych dzieci, które wyprowadzały Żydów z getta. Kiedyś spytała jednego Żyda czy by ich wsypał, gdyby wpadł w ręce gestapo. Stwierdził, że gdyby bili mocno, to by wsypał. A bili mocno. Ona nigdy nikogo nie wsypała, choć była bita.
Czymś w rodzaju wyrzutu sumienia Zofii Kossak stała się śmierć jej mamy w czasie Powstania Warszawskiego. - Działając w podziemiu, była wciąż w niebezpieczeństwie. Matka umierała ze strachu o nią. Po latach napisała, że może mamę zabił niepokój o córkę, która rzuciła się w wir konspiracyjnej pracy i ratując cały świat, nie uratowała swojej mamy…
O Zofii Kossak i jej rodzie, w Ustroniu opowiadała Joanna Jurgała-Jureczka
Urszula Rogólska /Foto Gość
Jako, że ustrońskie spotkania to przede wszystkim tematyka małżeństwa i rodziny, nie mogło jej zabraknąć także w kontekście prelekcji o Zofii Kossak. Miała dwóch mężów – na Kresach wyszła za Stefana Szczuckiego, a po jego śmierci za oficera wojska polskiego, Zygmunta Szatkowskiego. - Uparła się, że wyjdzie za Stefana, choć jej odradzano - charakterologicznie jej nie odpowiadał, nie był szlachcicem. Po latach przyznała, że "dostała za swoje" - opowiadała J. Jurgała-Jureczka.
Kiedy po jego śmierci, wraz z synami przeniosła się na Śląsk Cieszyński, do rodziców, odnalazł ją siedem lat młodszy Zygmunt, który już przed laty prosił ją o rękę. Wówczas odrzucony, teraz przyjęty. - Śledziłam losy tego małżeństwa… - mówiła biograf Zofii Kossak. - Na zewnątrz - idealni. Ale jej heroizm w tym związku był nieprawdopodobny. On wysoki, postawny, raczej czarnowidz; surowy dla dzieci. Ona drobna żywiołowa, pełna optymizmu, ze swoim "będzie dobrze".
Kiedy ona działała w konspiracji w Warszawie, on trafił do obozu jenieckiego w Murnau. Gdy się spotkali po wojnie, małżeństwo przeszło wielką próbę. Zygmunt cierpiał na depresję. Lekarz stwierdził, że aby się wyleczyć, potrzebuje ciężkiej pracy fizycznej. Żeby go ratować, ona zupełnie się wycofała ze swoich pasji. Zamieszkali na farmie w Anglii. Zofia została gospodynią, na której głowie było siano, krowy, owce, cały inwentarz. Z czasem mąż… odzyskał zdrowie.
W 1957 r. Szatkowscy wrócili do Polski. Zofia naiwnie myślała, że do wolnej Polski. - Zachowało się nagranie jej słów, kiedy na Okęciu wita wszystkich i chce pozdrowić wszystkich "tysiącletnim polskim pozdrowieniem: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Na nagraniu już tego "Jezus Chrystus" nie słychać. Wyraźnie za to słychać cięcie. Ona nie wiedziała, że tego nie wolno powiedzieć… - relacjonowała J. Jurgała-Jureczka. - W Polsce spotkała się z cenzurą, była inwigilowana, zakazano jej wyjeżdżać zagranicę. Zapomniana, wróciła na wieś, do Górek. Cały czas walczyła o męża. Zrezygnowała z własnego pisarstwa - choć z "Krzyżowcami" była bliska literackiego Nobla. Mąż był historykiem - on pomagał jej, a ona jemu. Napisała trzeci tom "Dziedzictwa", podpisując go jako współautora. Książka jest ciężka, niestrawna, daleka od właściwego jej stylu. Ona to robiła dla niego… Uważam, że to była święta kobieta. Bo tak żyła. Nie znalazłam nic, bo świadczyłoby przeciwko niej…
Ks. Mirosław Szewieczek (pierwszy z lewej) jest inicjatorem ustrońskiej "Podróży życia"
Urszula Rogólska /Foto Gość
J. Jurgała-Jureczka dzieliła się też swoimi osobistymi odkryciami badawczymi związanymi z Kossakami, a zwłaszcza ich kobietami. Mówiła o tym jak zaintrygował ją w Górkach portret starszej kobiety. Okazał się być obrazem 16-letniego Wojciecha Kossaka. Na portrecie była babcia Aniela Gałczyńska. Odważna i przebojowa podróżniczka. Opowiedziała o Marii, zdradzanej żonie Wojciecha. Przybliżyła historię fotografii na której piękna kobieta trzyma na ramionach… indyka. Dzięki temu zdjęciu, odkryła tragiczne losy pięknej Zofii, córki Juliusza Kossaka.
Pisarka wspomniała także o swojej pracy nad publikacją o nieujawnionych dotąd historiach rodu Kossaków, które poznała m.in. dzięki ujawnionym przez IPN dokumentom - także związanym z postacią kard. Stefana Wyszyńskiego, który dobrze znał Zofię Kossak. Książka ukaże się jeszcze w tym roku.
Kolejna "Podróż życia" w Ustroniu - 17 marca o 15.00. Gościem będzie Małgorzata Szarzec, mediator małżeński i rodzinny, psychodietetyk, która opowie o "Zdrowym stylu życia w rodzinie".