Czy patrzenie na zegarek jest grzechem?
Wchodzę do kolejnego mieszkania po kolędzie. Witam się z małżeństwem w średnim wieku. Nim usiądziemy, zapraszam do wspólnej modlitwy:
- W państwa intencji, tego domu i jego mieszkańców - mówię - odmówmy wspólnie „Ojcze nasz”.
- Ale całe...? - pyta gospodarz, nim zdążyłem zrobić znak krzyża i nerwowo patrzy na zegarek.
- „Gorliwość o dom Twój pożera mnie”. Ale bez apetytu - myślę sobie. Mamy wszystkiego coraz więcej: pieniędzy, ubrań, domów, samochodów, pasji, znajomości. Tylko w kwestii czasu deficyt większy, niż w budżecie państwa. Wszystko musi być krótkie, zwarte. Godziny spędzone przed ekranem śmigają, jak sekundy, podczas gdy potkanie z Panem Bogiem wlecze się niemiłosiernie: kazanie za długie, śpiewy za wolne, a na doświadczenie Jego obecności w drugim człowieku w ogóle czasu nie ma.
Żeby zapisać jedno, zwyczajne „Ojcze nasz”, trzeba użyć 241 znaków - nie licząc spacji. To mniej, niż wpis na Twitterze. W takich sytuacjach patrzenie na zegarek wydaje się być po prostu grzechem.