Życzę wszystkim na święta... pustych rąk, niezajętych.
Tę historię usłyszałem na jakimś przeglądzie gawędziarzy. Historia była po góralsku, ale ja umiem powtórzyć ją tylko „po polsku”.
Kiedy Pan Jezus urodził się w Betlejem, anioł zbudził pasterzy, by pobiegli oddać mu pokłon. Każdy coś tam wziął ze sobą: osełkę masła, skopek mleka, słodką buchtę, pachnący oscypek, kudłate runo... Kuba, najmłodszy i najmniejszy, nie miał nic, co mógłby Panu Jezusowi ofiarować.
Ale poszedł ze wszystkimi. Tylko, kiedy już byli w betlejemskiej stajence, chował się wstydliwie za plecami starszych pasterzy.
Matka Boska ich pokłon przyjęła. Dzieciątko się nawet obudziło. Nie płakało. Tylko rączkę podniosło, jak do błogosławieństwa.
Baca Bartosz, najstarszy i najzacniejszy z przybyłych, dał znak, by dary przyniesione teraz złożyli. Matka Boska zaczęła się bezradnie rozglądać dookoła. Bo jak dary od pasterzy przyjąć, kiedy na rękach trzyma Jezusa?
Wtem widzi, że za plecami kompanii kryje się chłopiec jakiś. A to nasz Kuba, ma się rozumieć. Widząc, że nic w rękach nie ma, przywołuje go skinieniem i prosi, by potrzymał Jezusa, Ona zaś dary od pasterzy odbierze i spokojnie wszystko, gdzie trzeba, sobie poukłada.
I tak oto ten, co nie miał podarku żadnego, miał ręce wolne, niezajęte dobrami tego świata, był godzien trzymać Dzieciątko. Bo Bóg w nasze ręce wydał Syna swojego.
- Haj! - góralskim „Amen” skończyła się ta opowieść, jak zresztą każda porządna, beskidzka gawęda.
Pamiętam, że na widowni cisza zaległa i dopiero po chwili zerwała się burza oklasków.
Krążą wokół nas ciepłe i jasne świąteczne powinszowania: zdrowia - bo podobno najważniejsze - pokoju, zgody, radości, szczęścia...
Ja zaś pozwolę sobie dorzucić jeszcze i to: byśmy, choćby tylko na czas Świąt, mieli ręce puste, niezajęte. Wypuśćmy nie tylko narzędzia, kierownice, portfele, siatki z zakupami, miotły, odkurzacze, garnki i talerze, nawet sztućce i łyżeczki do ciasta i kawy - żeby było w co ująć Tego, którego Pan Bóg wydał w nasze ręce.
Życzę Wszystkim, by w Boże Narodzenie każdemu, choć przez chwilę, uda się potrzymać Jezusa.