Wśród trzynastu diakonów, którym dziś w katedrze św. Mikołaja w Bielsku-Białej bp Roman Pindel udzielił święceń kapłańskich, jest Tymoteusz Szydło - syn polskiej premier.
Po święceniach diakonatu, rocznej pracy diakona i ostatnich rekolekcjach wraz z dwunastoma kolegami rocznikowymi ks. Tymoteusz Szydło dziś przyjmuje święcenia prezbiteratu.
Przygotowania do święceń to jednak nie tylko ten rok. - To owoc całych sześciu lat w seminarium i dziś przychodzimy z bagażem całego naszego przygotowania. Sam moment święceń jest potwierdzeniem tego, co się w nas dokonuje i co będzie się dalej dokonywać. Wiadomo, że od tego momentu Jezus będzie inaczej obecny w naszym życiu: "szerszy" niż dotąd i bardzo realny. Z tym wiążą się przeżycia czy emocje, ale nie one się liczą najbardziej. Najważniejsza jest nasza wola bycia z Chrystusem. Takie było pierwsze powołanie apostołów: żeby z Nim byli, a dopiero później - żeby służyli, nawracali, głosili Ewangelię. Mam nadzieję, że moje życie i życie całego mojego rocznika będzie takim właśnie byciem z Chrystusem - mówi ks. Tymoteusz.
Na prymicyjnym obrazku znalazły się słowa z Listu św. Pawła do Galatów: "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus" (Ga 5,1). To będzie kapłańskie motto ks. Tymoteusza Szydło.
- Bo od wolności wszystko się zaczyna i do wolności zostaliśmy stworzeni przez Boga. Bóg jest tak wspaniały, że w swojej wszechmocy dał nam wolność i pozwolił na to, żeby stworzenia podejmowały własne, autonomiczne decyzje. Wiadomo, że tej wolności trzeba się uczyć, że można ją utracić. Mówię tu o wolności prawdziwej, nie politycznej, materialnej, ale o wolności ducha. To jest wielkim zadaniem i jednym z największych wyzwań dla współczesnego księdza, żeby prowadzić ludzi do tej wolności, bo żyjemy dziś w świecie, w którym zniewala się ludzi na poziomie duchowym i często sami pozwalamy się zniewalać duchowo. Służba Chrystusowi stawia przed zadaniem niesienia ludziom wolności, żeby odkrywali, że mogą być wolni w swoim sercu i mogą iść za Bogiem, jeżeli tego chcą - wyjaśnia ks. Tymoteusz.
Do kapłaństwa podchodzi niezwykle serio, ale potrafi też żartować, lubi humor w książkach Chestertona i górskie wyprawy. W wolnym czasie chętnie gra w piłkę ręczną.
Nie lubi natomiast, kiedy inni patrzą na niego przez pryzmat politycznego zaangażowania premier Beaty Szydło. - Staram się nie przejmować ludzkimi ocenami - ani tymi pozytywnymi, ani też negatywnymi. Po prostu chcę zwyczajnie pracować, jak każdy ksiądz. Kościół nie jest partyjny i ja też nie zamierzam głosić żadnych poglądów politycznych z ambony. Oczywiście mam swoje przekonania w tym względzie, ale zostawiam je dla siebie - tłumaczy ks. Szydło.
Zainteresowanie mediów, które towarzyszy mu ostatnio, przyjmuje bez entuzjazmu i z wielką ostrożnością.
- Skupiam się na mojej pracy, na moim życiu duchowym i na ludziach, z którymi mam do czynienia w parafii. Tym ludziom chcę poświęcać jak najwięcej czasu. Nie zajmuję się zgiełkiem medialnym, a opinii internetowych po prostu nie czytam. Nie mam do mediów świeckich negatywnego stosunku, tylko myślę, że to nie jest moje miejsce. Moje powołanie jest inne, ma inny charakter, dlatego obecność w życiu publicznym mogłaby być sporym utrudnieniem dla tego powołania, dla bycia księdzem parafialnym. Ze względu na ludzi, którym służę, do których mnie Kościół posyła, unikam takich kontaktów - zaznacza.
I chciałby, żeby uszanowano to wycofanie się z życia medialnego...
Przeczytaj też rozmowę z premier Beatą Szydło oraz relację ze święceń.
Nasz komentarz: Gdy syn pani premier zostaje księdzem