Instrukcja obsługi tostera mówi, że służy on do opiekania chleba. Ale czy można go wykorzystać do suszenia włosów? Można. Ale to się źle skończy. Tak samo jak eksperymenty z miłością - usłyszeli uczestnicy 5. Chrześcijańskiego Marszu dla Życia i Rodziny w Cieszynie.
Po raz piąty ekumeniczna Wspólnota Mężczyzn w Modlitwie "Nikodem" z Cieszyna zaprosiła wszystkich, którym bliskie jest hasło "Wybieram życie" - życie od poczęcia do naturalnej śmierci - by na ulicach miasta pokazali, że taki wybór daje prawdziwe szczęście. Spotkanie rozpoczęła modlitwa "Ojcze nasz", zaintonowana przez Bertranda Bischa - lidera "Nikodema", pochodzącego z Francji.
- Instrukcją naszego życia jest miłość. W naszych czasach ludzie robią różne eksperymenty z miłością. Nazywa się to pedofilia, homoseksualizm, biseksualizm, transseksualizm, prawa reprodukcyjne promujące antykoncepcję i aborcję. Powiedźmy sobie jasno - te eksperymenty nie prowadzą do szczęścia - mówił na cieszyńskim Rynku w niedzielę 21 maja Bertrand Bisch. - Pochodzę z Francji i nieraz wracając do kraju i rozmawiając z młodymi ludźmi w tej bardzo liberalnej Francji, widzę, że te eksperymenty stały się rzeczywistością. Nie wyobrażacie sobie jak młodzież na zachodzie pragnie rodziny, szczęścia - bo większość rodzin jest rozbitych - pragnie doznać miłości, czuć się kochaną przez Pana Boga i że nie jest On teorią... Dlatego wychodzimy na ulice, żeby ludzie, którzy nas zobaczą widzieli, że będąc rodziną, że wybierając życie, jesteśmy szczęśliwi, bo Pan Bóg nas stworzył dla miłości i szczęścia.
Mali i duzi na cieszyńskim marszu dla rodziny
Urszula Rogólska /Foto Gość
Jak dodaje B Bisch: - Postanowiliśmy dać świadectwo przede wszystkim ludziom młodym, którzy wybierają między tym, co mówią media, a tym, o czym się nie mówi. My jesteśmy cisi. Nie mówimy o sobie, dlatego dziś szczęśliwi ludzie idą na ulice. Niech młodzi nas zobaczą, niech zobaczą, że jesteśmy szczęśliwi, bo żyjemy miłością.
Nim - już tradycyjnie - polonez prowadzony przez Ligię i Marcjana Gepfertów rozpoczął rodzinny korowód, z krótkim koncertem na scenie wystąpił zespół muzyczny parafii św. Marii Magdaleny "The voices of MM", a o swoim życiu opowiedzieli goście specjalni tegorocznego marszu - rodzina Katarzyny i Sebastiana Kubisów z Krakowa (pracujących jako tłumaczka z włoskiego i astrofizyk PAN) wychowujących 12 swoich biologicznych dzieci: siedem córek i pięciu synów: Zuzannę, Emilię, Franka, Staszka, Mariannę, Wiktorię, Krysię, Magdę, Antka, Jurka, Janka i Łucję.
Ze sceny odpowiadali na pytania przygotowane przez cieszyńską młodzież - m.in. o to ile sami mają rodzeństwa (Katarzyna czwórkę, Sebastian - jedną siostrę), jakim samochodem jeżdżą (dwoma - już starymi, 9- i 5-osobowym), czy mają duży dom (owszem, duży podarowany im przez krakowskiego archeologa prof. Kazimierza Bielenina), jak orientują się w planie lekcji każdego dziecka (zgodnie ze śmiechem przyznali, że się nie orientują).
Polonez już tradycyjnie rozpoczął cieszyński marsz
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Nasza historia jest zwariowana. Odważyć się przyjąć tyle dzieci - to jest trochę wariactwo - uśmiecha się Sebastian Kubis. - Wiemy, że więcej biologicznych dzieci już się nam nie urodzi. Każde z nich jest podarowane i jeśli miałbym czegoś żałować to tego, że nie cieszyłem się każdymi narodzinami jeszcze bardziej. Nasza rodzina, taka jaka jest, to nie nasze dzieło, to dzieło Boże. Ja w swojej słabości bym tego nie uniósł - musiało być wsparcie z zewnątrz.
- Pochodzę z rodziny, w której było pięcioro rodzeństwa. Ja jestem najstarsza. Nie urodziło się już szóste dziecko, choć rodzice byli na nie otwarci. Wiem, że każde dziecko jest darem. Przecież po pierwszym mogło się okazać, że to ostatnie - dodaje Katarzyna, mówiąc jednocześnie, że nie omijają ich problemy: spłacają kredyt, liczą się z wydatkami, ale jednocześnie doświadczają wielkiej troski Pana Boga, kiedy spotykają się z pomocą czasem zupełnie obcych sobie ludzi.
Co o takiej rodzinie myślą ich dzieci? Najstarsze są pewne: nie wyobrażają sobie, żeby mogło być ich mniej!
Całe rodziny świętowały ma ulicach
Urszula Rogólska /Foto Gość
Po odtańczeniu poloneza, uczestnicy marszu przeszli ulicami miasta na dziedziniec klasztoru sióstr boromeuszek, gdzie przygotowano festyn rodzinny z atrakcjami. Po drodze słychać było ich śpiew, i okrzyki: "Hej, hej, hej - rodzina jest ok!”, "Chłopak i dziewczyna - to prawdziwa rodzina!", inicjowane przez zespół muzyczny prowadzony przez ks. Łukasza Gąsiorka, a także dźwięki samby, włoskich melodii tanecznych czy... muzyki elektronicznej. - Ten pomysł przywiózł Bertrand z manifestacji pro-life we Francji. Muzyki nie może sobie zawłaszczyć nikt, więc pokazujemy, że i taki rytmy są bliskie chrześcijanom - dodają mężczyźni "Nikodema".
I mali, i duzi - nieśli w rękach kolorowe balony, chorągiewki i flagi. Nie zabrakło licznych rodzin z dziećmi, młodych, osób żyjących samotnie, sióstr zakonnych i księży. Ze wszystkimi maszerowali burmistrz Ryszard Macura z żoną Jolantą, a także Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, .
Na dziedzińcu siostry i pracownicy prowadzonego przez nie Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego przygotowali przysmaki z grilla, kwaśnicę, pyszne placki ziemniaczane, domowe wypieki. Dzieci bawiły się na dmuchańcach. A na scenie wystąpiła grupa muzyczna "Aeternum" z parafii Narodzenia św. Jana Chrzciciela na Mnisztwie oraz Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Cieszyńskiej.
Choć koniec rodzinnego świętowania zaplanowano na 17.00, dziedziniec jeszcze długo nie pustoszał, a świętowaniu sprzyjała prawdziwie letnia pogoda!
Katarzyna i Sebastian Kubisowie z 12 dzieci w Cieszynie
Urszula Rogólska /Foto Gość