To taka bardzo specyficzna służba pielgrzymkowa - wszyscy bardzo się cieszą, że są obok, a jednocześnie nikt tak naprawdę nie chciałby korzystać z ich umiejętności.
24 wolontariuszy Maltańskiej Służby Medycznej, po raz kolejny pod wodzą ratownika medycznego Mariusza Zawady, dbało o zdrowie wszystkich pielgrzymów łagiewnickiego wędrowania. Każdej grupie - na tyłach, za wszystkimi pątnikami - towarzyszył pieszy patrol maltański ratowników kwalifikowanych i wolontariuszy MSM, gotowy udzielać natychmiastowej pomocy każdemu, kto jej potrzebował. Wspierały ich dwa maltańskie busy, służące do przewozu osób oraz dwie karetki - jedna z lekarzem na pokładzie, druga - z ratownikami medycznymi.
W patrolach medycznych razem z wolontariuszami MSM z oddziałów działających na terenie diecezji bielsko-żywieckiej, a także z Nysy, Krakowa i Warszawy, szli ratownicy kwalifikowani jednostki "Strzelca". Wszyscy pomagali pielgrzymom w drodze, w punktach medycznych działających na poszczególnych postojach, a także wieczorami, w miejscach noclegów.
Maltańczycy w patrolu na trasie
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Na nasze działania w tym roku największy wpływ miała pogoda. Po pierwszym, jeszcze nieco chłodnym dniu nazajutrz przyszła wyższa temperatura, intensywnie świeciło słońce i wiał zimny wiatr - relacjonuje Mariusz Zawada. - Poza "tradycyjnymi" problemami pielgrzymimi: pęcherzami, otarciami stóp, odnowionymi urazami stawów, pielgrzymi zgłaszali przegrzanie czy problemy związane z oparzeniami słonecznymi. Mieliśmy jeden przypadek udaru słonecznego, ale udało się szybko pacjenta zabezpieczyć i mu pomóc na miejscu. Niestety pokutował też częsty "grzech" pielgrzymów, czyli odwodnienia. Pielgrzymi nie piją, bo uznają, że temperatura nie jest wysoka, inni - i to jest najtrudniejszy przypadek pielgrzyma - nie piją, żeby nie mieć problemów ze staniem w kolejkach do toalet. Tymczasem kiedy nie pijemy, spadają nam elektrolity i... pielgrzymi lądują u nas pod kroplówką. Było kilka osób, które szły pierwszy raz i nie zdawały sobie sprawy z problemów, jakie wywołuje brak nawadniania. Bardzo nas przepraszali. Ufamy, że ta nauka nie pójdzie w las.
Jak przyznają maltańczycy, w kolejnych dniach pojawiły się problemy z opuchnięciem twarzy u kilku pątników, z alergiami i uczuleniami.
Co najmniej kilka osób zrezygnowało z marszu już po pierwszym dniu z powodu odnowienia kontuzji, braku formy czy złej kondycji zdrowotnej.
- Większość spośród nich to byli młodzi ludzie. Choć w ich przypadku to bardzo często kwestia psychiki. Czasem wystarczyło po prostu trochę podopingować, podnieść na duchu, zmobilizować do pokonania kryzysu i młody człowiek z nowymi siłami szedł dalej - uśmiechają się maltańczycy, którzy potwierdzają, że ich umiejętności pedagogiczne i psychologiczne też są bardzo przydatne na pielgrzymkach.
Koordynator służby medycznej łagiewnickiej pielgrzymki - Mariusz Zawada
Urszula Rogólska /Foto Gość