Emil Pawlik z Żywca pielgrzymował w tym roku razem ze swoimi czterema córkami i trzema wnuczkami!
Zaczęło się od dwóch córek pana Emila. Usłyszały w czasie ogłoszeń parafialnych o pielgrzymce i postanowiły ruszyć w drogę. Potem namówiły trzecia siostrę i tatę.
- A potem to już poszło - śmieją się dziś, bo w tym roku wybrała się z nimi jeszcze najstarsza siostra.
- Są też tu moje trzy wnuczki - dodaje pan Emil. - Świetnie się nam idzie. Odkąd każde z nas poszło po raz pierwszy na tę pielgrzymkę, było pewne: za rok, majowy weekend spędzamy tak samo - na pielgrzymce do Łagiewnik.
- Zachwyca nas organizacja - mówią córki pana Emila. - Tutaj o nic się nie trzeba martwić - ani o jedzenie, ani o spanie. Kiedy szłyśmy pierwszy raz, zabrałyśmy dużą torbę jedzenia i… przywiozłyśmy ją z powrotem do domu, bo po drodze tak bardzo nas karmili gospodarze, którzy nas przyjmowali. Czujemy opiekuńczość wszystkich służb, spokój. Kiedy idziemy, nikt nikogo nie pogania. A dzięki tej znakomitej organizacji można się skupić na duchowej stronie pielgrzymowania.