W zeszłym roku wielu gospodarzy z Nowej Wsi odeszło ze smutkiem - zabrakło dla nich pielgrzymów. W tym roku księża i kwatermistrzynie zadbali, by mieli dwa razy więcej radości!
- Cały rok czekaliśmy na was! Tutaj ludzie zawsze będą dla was otwarci i zawsze was powitamy całym sercem - ks. Mirosław Wądrzyk, proboszcz parafii św. Maksymiliana w Nowej Wsi, witał ze wzruszeniem ponad 400 pielgrzymów piątej diecezjalnej pielgrzymki do centrum Bożego Miłosierdzia z grup św. Maksymiliana, prowadzonych przez ks. Jerzego Łukowicza, i św. Brata Alberta - pod przewodnictwem ks. Michała Bogacza - którzy u jego wiernych mieli spędzić pierwszą noc podczas wędrówki z Hałcnowa do Łagiewnik 30 kwietnia.
W zeszłym roku parafianie byli gotowi przyjąć pielgrzymów po raz pierwszy. Niestety... nie dla wszystkich chętnych ich "wystarczyło". W tym roku księża pielgrzymujący z grupami i kwatermistrzowie zadbali o to, by żaden gospodarz nie wyszedł z parafialnego kościoła sam.
Gospodarze z Nowej Wsi z utęsknieniem czekali na pielgrzymów
Urszula Rogólska /Foto Gość
Wśród goszczących pątników była m.in. Agnieszka Michałowska, która po przydzieloną jej pięcioosobową rodzinę przyszła z córka Gabrysią:
- Jako nastolatka też pielgrzymowałam pieszo - z Porąbki do Kalwarii Zebrzydowskiej, więc to, żeby przyjąć pielgrzymów, obudziło się we mnie naturalnie - mówi pani Agnieszka. - Bardzo miło wspominam tamten czas, kiedy sama nocowałam u goszczących nas gospodarzy: wieczorem usiedliśmy razem przy stole, porozmawialiśmy o naszych intencjach. Było naprawdę miło. Żeby przyjąć pielgrzymów, wielkie przygotowania wcale nie są potrzebne: przygotowaliśmy łóżka, ręczniki, coś do jedzenia: jajka w majonezie, kiełbasę na gorąco i kanapki. Mam nadzieję, że sami kiedyś też pójdziemy do Łagiewnik pieszo - ale miejsc noclegowych w Nowej Wsi z tego powodu na pewno nie ubędzie, bo mieszkają z nami rodzice - śmieje się pani Agnieszka.
- Ja też chodziłem kiedyś do Kalwarii - dodaje Jarosław Wysogląd. - Jest nas czwórka - żona, ja i dwójka dzieci. I jakoś długo się nie zastanawialiśmy nad tym, żeby przyjąć pielgrzymów. Jesteśmy przygotowani na sześć osób i obojętne kto do nas trafi - każdym się ucieszymy. Będzie posiłek, będzie nocleg i jak myślę - wszystko będzie w porządku.
Księża z grup św. Brata Alberta i św. Maksymiliana przyprowadzili poelgrzymów do kościoła w Nowej Wsi
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Bardzo chcieliśmy przyjąć pielgrzymów w zeszłym roku, no ale nie trafiło się nam. Byliśmy zawiedzeni... Ale w tym roku już dostaliśmy wiadomość, że na pewno kogoś dostaniemy - mówi Antonina Matuszczyk. - Człowiek się już od dawna bardzo cieszy, że się spotka z tymi, którzy idą. Dzieci - to znaczy moje wnuki - już się nie mogą doczekać i pytają, kiedy wreszcie ci goście przyjadą! Nawet kołyskę mamy, gdyby się malutkie dziecko trafiło! Ugościmy ich skromnie, ale bardzo serdecznie. Mam żurek z jajkiem, kiełbasą i boczkiem, coś tam na deser też się znajdzie.
- My w tym roku jesteśmy gotowi na dziesięć osób - mówi Maria Rodak. - Ja lubię pielgrzymować, ale na piechotę jeszcze nie próbowałam, więc przy stole będzie okazja, żeby wypytać naszych gości, jak to jest. Mamy czwórkę dzieci, jedno dorosłe, troje nastolatków, więc na pewno w najbliższym czasie podejmę tę decyzję o pielgrzymowaniu do Łagiewnik. Czekamy niecierpliwie - w dużym pokoju przygotowaliśmy miejsca do spania - mam nadzieję, że będzie się im podobać. Nakarmimy ich gulaszem - na pewno dla każdego starczy ile tylko będzie sobie życzył!
Kiedy nazajutrz, 1 maja, po pielgrzymiej Mszy św. o szóstej rano ks. Wądrzyk żegnał pielgrzymów, przytoczył słowa z początku 13 rozdziału Listu do Hebrajczyków: - Niech trwa braterska miłość. Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę... - Ufamy, że wy staliście się dla nas takimi aniołami... Czekamy na was za rok. Ale już dziś zapraszamy do nas i do naszego kościoła, kiedy tylko będziecie chcieli.