Herbatka z suchym lodem, podpalanie szkoły, izolacja DNA kiwi i "Odyseja Umysłu" - w bielskich szkołach Córek Bożej Miłości znów młodzi eksperymentowali podczas "Nocy doświadczeń".
- Zapraszamy na naszą wyjątkową herbatkę - w sali fizycznej licealiści tajemniczo puszczają oko i podają kubek, z którego wprost wypływa lawa gęstego, białego "dymu". - To tylko suchy lód! - wyjaśniają ze śmiechem, patrząc jak ich goście otwierają szeroko oczy z zachwytu, wkładając nos w parę, i popijają herbatę malinową. A oni już przystępują do pokazu z "wężami faraona", podpalając mieszaninę substancji umieszczonych na piasku.
- To nas, do nas koniecznie! Pokażemy "lokomotywę" i "trąbę słonia", i jeszcze... "ducha w słoiku"! - w sali chemicznej kilkunastu młodych naukowców w zielonych i niebieskich fartuchach, z przezroczystymi okularami na nosach z zaangażowaniem uwija się przy stołach z miksturami, płynami, menzurkami, próbówkami. Raz po raz widzom wyrywa się: "wow!", "ale super!", "jeszcze raz!". Emocje już sięgają zenitu, a tu jeszcze ktoś szepcze: - A teraz podpalimy szkołę... Proszę się odsunąć... Spokojnie - podpalimy bezpiecznie - szelmowsko uśmiechają się licealiści, gasząc światło, by efekt był jeszcze lepiej widoczny.
W sali na piętrze co wrażliwsi stoją przy otwartym oknie. Ale cała armia gimnazjalistów jest bardzo ciekawa - chcą własnoręcznie dotknąć serca i płuc świni, znaleźć komory, zastawki, przekonać się, "jak to naprawdę wygląda". Licealistki niczym wytrawni naukowcy ze szczegółami opisują każdą część oglądanych narządów.
Już po raz czwarty w szkołach prowadzonych przez Zgromadzenie Córek Bożej Miłości w Bielsku-Białej odbyła się "Noc doświadczeń". Z piątku na sobotę - 24 na 25 lutego - uczniowie spędzili całą noc w szkole, by razem pobyć ze sobą, uczyć się, bawić, ale i spotkać na modlitwie, obejrzeć wartościowy film i o nim porozmawiać
Organy świnki posłużyły do praktycznego poznawania budowy ciała ssaków
Urszula Rogólska /Foto Gość
Licealiści razem z nauczycielami przygotowali dla swoich młodszych kolegów fascynujące eksperymenty i doświadczenia biologiczne, chemiczne, fizyczne, a także z robotyki i kreatywnego myślenia według projektu "Odyseja Umysłu". Przed północą spotkali się w klasztornej kaplicy na wspólnej modlitwie, a po kolacji razem obejrzeli włoską komedię "Jak Bóg da", która wbrew pozorom nie jest jedynie lekkim, humorystycznym filmem, ale obrazem skłaniającym do dyskusji poruszających szereg życiowych tematów.
- Co roku licealiści przygotowują taką noc dla gimnazjalistów. Ale uczymy się i bawimy nawzajem. Nie zawsze wszystko się udaje zgodnie z planem - czasem eksperyment nie wyjdzie: źle dobierzemy proporcje, zapomnimy o jakimś składniku, ale kiedy wychodzi, cieszymy się jak dzieci - śmieją się licealiści Karolina Pijanowska i Tymoteusz Pieła. - To dla nas wszystkich wyjątkowy czas - na takie eksperymenty podczas lekcji nie zawsze jest czas. Dziś teorię, którą już znamy, obracamy w praktykę.
Herbatka z suchym lodem dla polonistki Joanny Kastelik
Urszula Rogólska /Foto Gość
"Noc doświadczeń" motywuje też nauczycieli. Aneta Gut-Sulima, nauczycielka fizyki, dotychczas co roku czuwała przy eksperymentach z tej dziedziny. W tym roku zachęcała do kreatywnego rozwiązywania problemów proponowanych przez inicjatorów międzynarodowego projektu "Odyseja Umysłu". - Jeden z nowych uczniów naszej szkoły powiedział mi o tym projekcie i zachęcił do zrobienia trenerstwa - mówi nauczycielka. - Bardzo lubię wyzwania, nowe pomysły, stąd dziś także ta propozycja na "Nocy doświadczeń". Na co dzień problemy projektu rozwiązujemy w szkole, w ramach zajęć pozalekcyjnych.
Po filmie i dyskusji zaplanowano "Odpoczynek w salach" - uczniowie przynieśli ze sobą karimaty i śpiwory, ale jak sami zgodnie przyznają, na długi sen nikt się nie nastawiał, bo to taka wyjątkowa noc, kiedy w szkolnej rzeczywistości, ale zupełnie nowej sytuacji, można przegadać całą noc sobą i nauczycielami.
Sala chemiczna zamieniła się w wielkie laboratorium!
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Dla nas, nauczycieli, to bardzo ważne wydarzenie, w które naprawdę chce się nam angażować! - mówi Joanna Kastelik. - Zależy nam na tym, żeby w praktyce poznali to, z czym obcują na co dzień niemal tylko i wyłącznie teoretycznie. Czasem trzeba pokazać naukę w szkole z innej strony. Nie wszystkiego da się nauczyć za pomocą suchego wykładu czy nawet filmu edukacyjnego. Kiedy się czegoś dotknie, zmierzy, zważy czy nawet tę świnię pokroi, dokona lekkiego wybuchu, to chce się uczyć bardziej. Jeśli uczą się w klasach biologiczno-chemicznych, to aż prosi się, żeby coś takiego dla nich przygotować. Oni sami żyją tym wydarzeniem: opracowują zadania, starają się poszerzyć swoją wiedzę. To wszystko, co tutaj się dzieje, ma nie tylko aspekt naukowy, ale przede wszystkim budujący relacje.