W Bibliotece Śląskiej w Katowicach zaprezentowana została wystawa fotografii, dokumentów i pamiątek związanych z największą katastrofą przemysłową w historii Polski: pożarem Rafinerii Nafty w Czechowicach-Dziedzicach.
Do pożaru doszło w czerwcu 1971 r., a akcja gaśnicza trwała ponad 70 godzin. Śmierć w walce z żywiołem poniosło 37 osób. Autorem wystawy jest Michał Kobiela, a w jej prezentację zaangażowała się czechowicka Izba Regionalna. W Bibliotece Śląskiej w Katowicach wystawę można oglądać do 2 stycznia.
Na wernisażu, który przygotowali przedstawiciele czechowickiej Izby Regionalnej: kustosz Jacek Cwetler i Anna Gierula-Kłusek, spotkali się uczestnicy wydarzeń sprzed 45 lat: strażacy, którzy gasili pożar, reporterzy Józef Makal i Tadeusz Janik, którzy dokumentowali i relacjonowali przebieg tragedii, a także przedstawiciele dzisiejszych służb pożarniczych, z zastępcą śląskiego komendanta PSP bryg. Erwinem Jaworudzkim na czele. Przybyli też bliscy ofiar.
- Im dedykuję tę wystawę i zabieram dziś głos w imieniu tych najczęściej młodych ludzi, którzy w czerwcu 1971 roku oddali życie walcząc z żywiołem. Wśród 37 ofiar było 7 mieszkańców mojej gminy. Część zginęła w pożarze, a część umierała w męczarniach z powodu oparzeń - mówił Michał Kobiela, autor wystawy i monograficznego opracowania poświęconego bohaterskim pracownikom rafinerii, strażakom i żołnierzom.
Autor wystawy, Michał Kobiela, przedstawił najwazniejsze okoliczności tragicznego wydarzenia
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
W tej walce z tysiącami litrów płonącej ropy naftowej i ogniem o niespotykanie potężnej sile uczestniczyło łącznie 2610 strażaków z 371 sekcji z całej Polski, a także z Czechosłowacji. Akcja gaśnicza trwała trzy doby. Dużo dłużej trwał strach mieszkańców, świadomych zagrożenia wybuchami kolejnych zbiorników z ropą.
- O tym, jak wielka była trauma, mówią strażacy, którzy jeszcze przez wiele miesięcy nie mogli do akcji jeździć na sygnale, żeby nie wzbudzać paniki - dodaje Michał Kobiela, który przygotowuje już drugi tom historii tego pożaru. - Zbieram te materiały, by pokazać determinację i odwagę ludzi, którzy gotowi byli ryzykować własne życie, by bronić bezpieczeństwa innych ludzi - tłumaczy.
O przezwyciężaniu tych lęków mówił też Jacek Jonkisz z Kaniowa, z zawodu strażak, podobnie jak jego brat Stanisław. Poszli tą drogą, choć ich 21-letni brat Władysław zginął w pożarze. - W imieniu wszystkich rodzin dziś dziękujemy za pamięć o nim i pozostałych strażakach - dodawał.