Koncert "In memoriam" dedykowany pamięci wybitnego organisty bielskiej katedry św. Mikołaja we wspomnienie św. Cecylii: 22 listopada zagrali jego znani uczniowie... Zaśpiewał też chór katedralny.
Jego postać nie mogła umknąć uwadze. Wysoki, zawsze wyprostowany, nienagannie ubrany, z charakterystyczną, czarną brodą, zwracał uwagę na długo, zanim zasiadł do organów. A wtedy, wysoce indywidualny sposób gry i śpiew, którego nie dało się nie odróżnić, wypełniały wnętrze „Mikołaja”, jak bielszczanie nazywali główny kościół stolicy Podbeskidzia.
Stefan Prochownik (1935-2006) był synem organisty kościoła w Pewli Małej, Władysława Prochownika. To właśnie pod okiem ojca poznawał tajniki gry organowej, nim w latach późniejszych rozwinął ją pod okiem Władysława Linderta, wybitnego organisty, kompozytora, chórmistrza i pedagoga, absolwenta Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach.
Po jego wyjeździe w roku 1962 roku do Stanów Zjednoczonych, Stefan Prochownik, wygrywając konkurs, objął po nim stanowisko organisty i kierownika chóru kościoła św. Mikołaja.
Za kontuarem organów bielskiej świątyni, spędził dwadzieścia jeden niezwykle pracowitych lat, bez wolnego dnia w ciągu roku, poza urlopami w miesiącach letnich. Oprócz normalnych obowiązków, związanych z służbą organisty: granie mszy świętych, pogrzeby (z odprowadzeniem na cmentarz), śluby, próby chóru, zawsze otoczony był gromadką uczniów, których wprowadzał w arkana gry organowej i fortepianowej. Nic dziwnego, bowiem dla kogoś, kto w tych czasach w Bielsku-Białej, chciał zdobywać szlify organisty, Stefan Prochownik był jedyną alternatywą. Ani bielska ani katowicka szkoła muzyczna, nie posiadała wówczas klasy organów. Stąd prawie każdy organista, który pracował w bielskim kościele, był jego uczniem, zaś troje: Ewa Bąk, Władysław Szymański i piszący te słowa, są dzisiaj organistami koncertującymi, absolwentami akademii muzycznych.
W roku 1983, Stefan Prochownik opuścił stanowisko w kościele św. Mikołaja, z wielkimi, ale coraz bardziej awaryjnymi i rozstrojonymi organami. Podął pracę w kościele św. Maksymiliana Kolbego, z nadzieją na nowy, piszczałkowy instrument, którym się nie nacieszył. Odszedł w roku jego ukończenia.
Stefan Prochownik cieszył się za życia uznaniem ordynariusza katowickiego, śp. Biskupa Herberta Bednorza, jako jeden z głównych autorytetów muzycznych diecezji, obok Romana Dwornika, Józefa Jakaca i Pawła Kapłanka. Dzisiaj jest postacią odchodzącą, niestety, w niepamięć.
Pamiętają o nim jego dawni uczniowie: Ewa Bąk, Ireneusz Jachym i Jerzy Kukla, którzy we wtorek 22 listopada w katedrze św. Mikołaja, wykonali koncert poświęcony postaci Stefana Prochownika. W programie znalazły się arcydzieła literatury organowej, zarówno te, które posiadał w repertuarze, jak i te, którymi był zafascynowany, lecz ich nie wykonywał, jak np. monumentalna Fantazja i fuga na temat B-A-C-H Maxa Regera.