– Kiedy zatrzymuję się przy autostopowiczu, rzucam: „Jedziemy razem, ale pod jednym warunkiem”. – opowiada Benon Wylegała.
Nie byłem nigdy w Ziemi Świętej, ale potrafię sobie wyobrazić te tereny – opowiada Ben. – Wchodzę do Kany Galilejskiej. Mnóstwo ludzi, trochę zamieszania, wszyscy w odświętnych szatach. Patrzę: wesele! Ktoś mnie wciąga do sali, traktuje jak swojego, sadza przy stole. Jest wino, są pachnące potrawy. Uśmiechamy się do siebie: Piotr, Jan i inni. Jest i Ona. Kiedy przechodziła, Jej szata lekko dotknęła mojego ramienia. Słyszę, jak mówi: „Zróbcie, cokolwiek wam powie. Cokolwiek On wam powie. Cokolwiek”. Słowa trafiają do serca. Stają się tak realne, jakby były tylko do mnie. Przesuwam paciorek różańca – no niemożliwe, już koniec dziesiątki? – To chodźmy do Ain-Karem. Albo gdziekolwiek na świecie. Ciąża. Szósty miesiąc. Urodziłam trójkę dzieci, więc wiem, jak to jest być w ciąży. Nie jest już łatwo. Wolniej się ruszam, szybciej męczę, gotowanie obiadu, pranie – wszystko zabiera coraz więcej czasu. I nagle przychodzi Ona – uśmiechnięta, energiczna, domyślna. Z Nią wszystko staje się prostsze w jednym momencie! Sytuację z Kany też bardzo lubię, ale ta z Ain-Karem jest mi bliższa – uśmiecha się Ela, żona Bena. – Kiedy zaczynasz rozważać życie Matki Bożej, nawet nie wiesz, kiedy kończysz kolejne dziesiątki Różańca!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.