Załoga ratowników PCK z Bielska-Białej, która przyjechała do Szczyrku na zawody VII Manewrów Maltańsko-Strażackich, pomogła poszkodowanym w autentycznym wypadku drogowym.
Załoga Grupy Ratownictwa PCK w Bielsku-Białej - Daria Mierzwa, Sabina Jankowska, Ryszard Mędrzak i Aneta Krysta - jechała akurat na kolejne praktyczne zadanie terenowe, które czekało na nich, uczestników VII Manewrów Maltańsko-Strażackich w Szczyrku.
- Wjeżdżaliśmy na drogę główną i dosłownie wpadliśmy na wypadek samochodowy. Podjechaliśmy od razu. To nie były zawody, to nie było zadanie symulowanie. To była rzeczywistość - relacjonują. - Ludzie dopiero zaczęli dzwonić po pogotowie. Od razu, zgodnie z naszą wiedzą i umiejętnościami zabezpieczyliśmy miejsce zdarzenia. Służby były wezwane, przechodnie bardzo dobrze z nami współpracowali. My zajęliśmy się trojgiem poszkodowanych. W wyniku zderzenia pojazdów, najbardziej ucierpiał kierowca cinquecento. Trzeba było mu zabezpieczyć rany głowy, zatamować dość intensywne krwawienie, założyć kołnierz ortopedyczny i wyciągnąć na deskę z samochodu. Poszkodowaną była również pasażerka fiata - miała drobny uraz nogi - a także kierowca drugiego samochodu. Początkowo nie skarżył się na jakiekolwiek obrażenia. Kiedy jednak opadły pierwsze emocje, okazało się, że również ucierpiał i potrzebuje hospitalizacji.
Jedna z trzech załóg ukraińskich podczas konsultacji z sędziami zawodów
Urszula Rogólska /Foto Gość
Jak mówią bielscy ratownicy, to już druga sytuacja w nieodległym czasie, kiedy bez wezwania, trafili na wypadek jadąc karetką. Pierwsza przydarzyła się im w lipcu - jechali na Światowe Dni Młodzieży, kiedy zauważyli na drodze policję i wypadek. - Policjanci dopiero zadzwonili po karetkę, a w sekundzie pojawiliśmy się my - opowiadają.
- Może to zabrzmi paradoksalnie, ale ta realna potrzeba udzielenia pierwszej pomocy była dla nas… dużo mniej stresująca, niż zadania, które przygotowali dla nas organizatorzy manewrów! - uśmiechają się ratownicy.
Czteroosobowa drużyna PCK z Bielska-Białej, była jedną z siedemnastu załóg ratowniczych - Maltańskiej Służby Medycznej, Ochotniczych Straży Pożarnych, Polskiego Czerwonego Krzyża i zakładów pracy - z całej Polski, a także Ukrainy, które wzięły udział w ratowniczych manewrach maltańsko-strażackich. Po raz pierwszy odbyły się one w Szczyrku (klasyfikację końcową drużyn prezentujemy na str. 2 - TUTAJ).
Profesjonalizmem i serdecznością, zawodniczki z Ukrainy zjednały sobie serca wszystkich uczestników manewrów
Urszula Rogólska /Foto Gość
Inicjatorem i głównym organizatorem zawodów ratowniczych od początku jest kęcki oddział Maltańskiej Służby Medycznej. W tym roku na drużyny czekało 11 zadań, w tym 6 medycznych, 2 sprawnościowe i 3 testy wiedzy. Tradycyjnie manewry rozpoczął panel naukowy.
Joanna Markieton-Mordarska, ratownik medyczny, mówiła o: "Cukrzycy, epidemii XXI wieku". Karol Piekutowski twórca i jeden z liderów Max Harter, przedstawił wykład: "Publiczny dostęp do wczesnej defibrylacji w Polsce - jak zbudować idealny PAD", Renata Reis pielęgniarka epidemiologiczna w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku - "Grypa AH1N1 - czy należy jej się bać", a Anna Jochim-Labuda wiceprezes puckiego Hospicjum św. Ojca Pio - "Wspólne płaszczyzny postępowania w medycynie ratunkowej i paliatywnej".
Jedno z zadań praktycznych zawsze dotyczy wybranego zadania z panelu - warto więc było słuchać uważnie! Wszystkie zadania oceniali sędziowie - zawodowi ratownicy medyczni.
Jak co roku drużyny musiały uporać się z zadaniem nocnym - wypadkiem masowym - tym razem był nim wypadek drogowy busa na Salmopolu. Zostało poszkodowanych dziesięć osób. Pozorantami biorącymi udział w wypadku byli wolontariusze kęckiej "Malty", a także sędziowie. Zadaniem załóg był tzw. triage - czyli odpowiednia segregacja rannych i udzielenie im pomocy.
W akcji - strażacy ze Starej Miłosnej
Urszula Rogólska /Foto Gość
Następnego dnia na zawodników czekały kolejne zadania.
- Zlokalizowaliśmy je w Szczyrku, Porąbce-Kozubniku i Wilczym Jarze niedaleko Żywca. Ekipy miały za zadanie m.in. udzielić pomocy rowerzyście z urazem uda po brawurowym downhillu, ofiarom wypadku z udziałem ciężarówki, skoczkowi narciarskiemu po wypadku na treningu i młodym, anglojęzycznym turystom - mówi Mariusz Zawada, komendant kęckiego oddziału "Malty".
- Przyjaźnimy się z maltańczykami i kiedy poprosili nas, żebyśmy byli pozorantami w czasie jednego z zadań, zgodziliśmy się od razu - mówią bielszczanie Monika i Michał Smugała. Oboje świetnie znają język angielski. Mieli zagrać małżeństwo wracające nad ranem z imprezy - on jest pod wpływem jakichś środków odurzających, ona ma cukrzycę. Zawodnicy jednak o tym nie wiedzieli. Musieli sami przeprowadzić wywiad z parą, dowiedzieć się wszelkich szczegółów, które pozwoliłyby im pomóc we właściwy sposób.
- Inspiracją dla tego zadania były Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, w czasie których pełniliśmy służbę - mówi Joanna Markieton-Mordarska, sędzia zawodów. -. Większość poszkodowanych mówiła w obcych językach. Żeby wiedzieć jak im pomóc, musieliśmy się z nimi porozumieć. Samo przygotowane przez nas zadanie nie było trudne. Czynnikiem, który mógł utrudnić jego wykonanie był właśnie język obcy. Poziom wykonania zadania był zróżnicowany - w zależności od znajomości języka i umiejętności przeprowadzenia wywiadu.
Jak pomóc skoczkowi, który uległ wypadkowi? Załogi manewrów wiedziały!
Urszula Rogólska /Foto Gość
Jeszcze dwa lata temu Martyna Kolasa była uczestnikiem manewrów, teraz - razem z Rafałem Krywultem - sędziowała zadanie udzielenia pierwszej pomocy skoczkowi narciarskiemu z urazem klaski piersiowej.
- Przy zadaniu, które oceniamy, poziom jest bardzo wyrównany - naszym zdaniem wszyscy reprezentują już górną półkę ratowniczą - mówi Martyna Kolasa. - Są bardzo zmotywowani, świetnie przygotowani wiedzowo i praktycznie. Walczą o każdy punkt. Naprawdę świetnie się ich ogląda...
Jak podkreślają sędziowie, żadne z zadań nie jest "wzięte z sufitu". - Każde z nich jest oparte na rzeczywistym zdarzeniu, albo zadaniu, które podpatrzyliśmy na innych zawodach - dodaje M. Kolasa. - Bo nie chodzi o to, żeby ratownicy jedynie znali zasady postępowania, ale potrafili je odnieść do rzeczywistej sytuacji. Tutaj podium nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest nabieranie wiedzy i praktyki w ratowaniu ludzkiego życia.