O tym dlaczego zdecydowali się iść na Jasną Górę i jak przeżywali czas wędrówki - opowiadają pielgrzymi z Żywiecczyzny, Ustronia. Inwałdu, Cieszyna, Czechowic-Dziedzic i Kęt.
Ks. Marcin Pomper z Kęt
Ks. Marcin Pomper
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Na Jasną Górę szedłem w tym roku po raz szesnasty. Z szóstą grupą diecezjalnej pielgrzymki, która 6 sierpnia wyruszyła z Hałcnowa.
To grupa, którą tworzą głównie górale z Żywiecczyzny. Widać tu ich pobożność, niezwykłe zaangażowanie i bardzo rodzinną atmosferę. Niezależnie od wieku, każdy czuje się tu prawdziwym bratem i siostrą dla drugiego.
Pielgrzymi tej grupy są dla mnie wspaniałym świadectwem: kiedy jest czas na modlitwę, to się modlą, kiedy jest czas na śpiew, to śpiewamy (i to tak, że na pewno w niebie słychać), kiedy jest czas na wyciszenie, to się wyciszamy, słuchamy. Ale jest i czas na zabawę, na pogodne wieczory. Najważniejsze, to we wszystkim zachować harmonię. I tym ta grupa mi imponuje.
Nie zapominaliśmy o wieczornych Apelach. Zwracaliśmy uwagę na to, że do Matki Bożej mamy zanieść serce przepełnione Bożymi darami, łaską miłości, którą mamy się dzielić z innymi. Nad tym rozważaliśmy - my mamy dać siebie Bogu, żeby Bóg mógł się posłużyć nami, po powrocie do domów, do swoich środowisk, swoich bliskich.
Chodzi o to, żeby każdy, kto nas spotka, widział w nas ten chleb, o którym mówił św. Brat Albert: by być dobrym jak chleb, który leży na stole i każdy może podejść i urwać taki kawałek, jaki jest mu potrzebny.
Staraliśmy się poruszać temat miłosierdzia, ale szczególnie w kontekście Matki Bożej, bo to Ona tu jest naszą najważniejszą przewodniczką, Ona nam wyprasza wszelkie łaski.