Dziewięćdziesięcioro maluchów, trzydziestka nastolatków, sześciu nauczycieli i jeden ksiądz - razem kompletowali "Zbroję Bożą" w czasie biblijnego Tygodnia z Panem Bogiem w skoczowskiej parafii.
- To Arkadiusz, zwany także Stefanem. Ale Arkadiusz brzmi znacznie dostojniej - gimnazjaliści z Górnego Boru w Skoczowie ze śmiechem przedstawiają rzymskiego żołnierza, który na pierwszy tydzień wakacji zagościł w murach miejscowego Zespołu Szkół nr 1. - Arkadiusz ma już niemal pełne uzbrojenie, które przywdział w ciągu kilku dni.
Arkadiusz - to makieta żołnierza, któremu zbroję kompletowali mali uczestnicy biblijnego Tygodnia z Panem Bogiem przygotowanego pod hasłem "Zbroja Boża" przez skoczowską parafię Matki Bożej Różańcowej, przy współudziale grona sponsorów, miejscowych szkół i urzędu miasta.
Zbroja dla każdego
Nie chcę służyć w piechocie, jeździć w kawalerii, strzelać w artylerii, nie chcę latać samolotem - jestem w Pana armii! - głośny śpiew z ponad setki gardeł niósł się po całym budynku od samego rana. A koło południa - każdy mógł zobaczyć na szkolnym boisku, jak 90 maluchów znakomicie radzi sobie z musztrą wojskową pod wodzą generała na służbie samego Jezusa Chrystusa - ks. Przemysława Guziora!
Generał czyli ks. Przemysław Guzior tłumaczy jak stworzyć tekturową tarczę
Urszula Rogólska /Foto Gość
W prowadzeniu biblijnych półkolonii pomagało 30 wolontariuszy - gimnazjaliści, członkowie wspólnoty ewangelizacyjnej "Effatha" i przyjaciele ze Szkoły Nowej Ewangelizacji "Zacheusz" - a także sześcioro nauczycieli, dla których to również była praca charytatywna: Barbara Nawrat-Kłósko, Barbara Kolondra, Monika Terbak, Monika Banot, Edyta Cisak i Dorota Kacyrz.
Tytuł "Zbroja Boża" oczywiście nawiązuje do fragmentu Listu św. Pawła do Efezjan (6, 10-20). - Św. Paweł porównuje uzbrojenie żołnierza rzymskiego do duchowego uzbrojenia, jakie powinien mieć każdy chrześcijanin - tłumaczy ks. Przemysław Guzior. - I tak pierwszego dnia dowiedzieliśmy się, że żołnierz powinien mieć pas prawdy, kolejnego: pancerz sprawiedliwości, hełm zbawienia, miecz słowa Bożego, tarczę wiary i buty, w których pójdzie głosić Ewangelię.
Arkadiusz (z lewej) i towarzyszące mu wolontariuszki
Urszula Rogólska /Foto Gość
Mała armia
Dzieci stworzyły sześć drużyn i same wybrały dla siebie nazwy. Byli więc: Żołnierze Boga, Gwardia Boża, Armia Poszukiwaczy Miłości Jezusa, Boża Tarcza, Boży Rydwan i Rzymscy Wojownicy.
Codziennie rano najpierw słuchały rozmowy dwóch żołnierzy rzymskich (w tych rolach Kacper Gawlas i Michał Padło) i poznawały części duchowej zbroi, a także obrazującą ją opowieść biblijną. Potem był czas na zajęcia plastyczne, teatralne, muzyczne, sportowe, które utrwalały tę wiedze i pomagały wprowadzić w codzienne życie. Za zdobyte sprawności dzieci otrzymywały punkty.
Maluchy przygotowywały więc scenki, w czasie których pokazywały, że kłamstwo to nic dobrego, razem przygotowywały tarcze Bożych wojowników, uczestniczyły w podchodach, których ostatnią stacją były odwiedziny w kościele i uroczyste oddanie swojego życia Jezusowi jako jedynemu Panu i Zbawicielowi.
Po pierwszych zajęciach czekały na nie herbata i drożdżówki ufundowane przez sponsorów, a na zakończenie każdego dnia - dwudaniowy obiad, przygotowany dzięki dofinansowaniu urzędu miasta.
Karolina Zając w czasie wycinania tarcz dla maluchów
Urszula Rogólska /Foto Gość
Integrują się
- Sensem mojego życia jest głoszenie Ewangelii - mówi ks. Guzior. - A dzieci są niesamowicie chłonne Dobrej Nowiny. Z radością przeżywają swoją wiarę. Widzimy, że także przez zabawę mogą naprawdę zbliżyć się do Pana Boga. Słowo Boże nie musi się im kojarzyć ze staniem na baczność w kościele. Chcemy, żeby dzieci zobaczyły jak nim żyć; jak je przełożyć na codzienne życie. Co ważne - każdego dnia dzieci przynoszą do domu wykonaną przez siebie pracę plastyczną. To znowu okazja do tego, żeby ewangelizowały, kiedy rodzice zapytają: "Co robiliście?".
Jak zaznacza ks. Guzior jednym z najcenniejszych efektów obozu jest też budowanie relacji młodzieży z dziećmi: - Integrują się. Na co dzień mijają się na korytarzach szkoły, ale się nie znają. A tu maluchy mówią do nich po imieniu, w każdej chwili mogą poprosić o wszelaką pomoc. Kiedy spotkają się we wrześniu, będzie ich łączyło coś znacznie więcej niż tylko mury.
Efekty tej rodzącej się przyjaźni już widać. Jadzia Hałgas, która pomagała w prowadzeniu zajęć, pokazuje liścik, który dostała od jednej dziewczynki: "Chciałabym mieć taką siostrę jak ty". - Ale ja nic nie zrobiłam. Tylko byłam z nimi i pomagałam rysować, malować, wycinać - mówi zakłopotana.
Dzieci z uznaniem patrzyły też na Karolinę Zając, która specjalistycznym nożykiem wycinała każdemu z nich (!) tekturowe tarcze.
Każde dziecko mogło zabrać do domu swoją tarczę!
Urszula Rogólska /Foto Gość
Nie trzeba wiele
Wolontariusze podkreślają, że ich praca w czasie tych szczególnych półkolonii, to znakomita zabawa, okazja do zrobienia czegoś dobrego, ale i spotkania w gronie rówieśników.
- Radość i satysfakcja z głoszenia Dobrej Nowiny - to dla mnie sedno tych dni - podkreśla Madzia Kłoda z Dzięgielowa.
- Fajnie, że mogę służyć dzieciom choćby tylko pomocą przy prowadzeniu zajęć wycinaniu, malowaniu, kolorowaniu - dodaje Marysia Widera z Kisielowa. - Dużo też sama korzystam poznając Biblię, kiedy ksiądz opowiada dzieciom historie z Pisma Świętego.
- To jest bardzo fajny sposób na wakacje - szkoda tylko, że to zaledwie kilka dni - mówi Asia Ferfecka z Górnego Boru. - Jak się nie uśmiechać, kiedy codziennie tuli się do ciebie gromada dzieci i każde pyta: "Jak się masz?", "Wyspałaś się dziś?". Bardzo się cieszę, że mogłam także codziennie relacjonować fotograficznie Tydzień z Panem Bogiem w internecie.
- Codziennie było coś do zrobienia - od pracy z dziećmi, poprzez pomoc techniczną, przyjmowanie dzieci, rozdawanie herbaty i drożdżówek, a później także obiadu. To fajne, że dzieci mogą tak spędzać wakacje, a my możemy w tym mieć udział. Nie potrzeba wiele wysiłku, by zrobić coś dobrego - podkreślają Gosia Krawczyk i Iza Olma.