Ks. Stanisław Dadak spoczął w rodzinnych Jawiszowicach. Uroczystościom pogrzebowym pierwszego kanclerza Kurii Bielsko-Żywieckiej przewodniczył biskup pomocniczy Piotr Greger. Słowo pożegnania w zabytkowym kościele św. Marcina wygłosił wikariusz generalny ks. Marek Studenski.
− Kiedy składałem ks. infułatowi życzenia z okazji urodzin − wspominał ks. Studenski − zawsze mówił, że ważniejsze jest dla niego to, co nastąpiło dwa tygodnie po narodzinach: chrzest.
Zaledwie o kilka kroków od ołtarza w jawiszowickim kościele św. Marcina stoi niepozorna chrzcielnica. To właśnie tutaj z górą siedemdziesiąt lat temu ks. Dadak został włączony do grona dzieci Bożych. W rodzinnych Jawiszowicach zrodziło się jego powołanie. Tutaj czterdzieści osiem lat temu odprawił swoje prymicje.
Tutaj często zaglądał, gdy żyli jeszcze jego rodzice. Stąd odprowadził ich na miejsce spoczynku na pobliskim cmentarzu. W sobotę 4 czerwca na to samo miejsce odprowadzili go licznie zebrani księża oraz miejscowi parafianie, także koledzy i koleżanki z czasów szkolnych. Oni byli zmarłemu księdzu infułatowi, który nie miał żadnej bliskiej rodziny, najdrożsi.
Trumnę ze zmarłym ustawiono na środku zabytkowego kościoła. Przestrzeń dzielącą ją od ołtarza zajęli kapłani. Dopełnieniem widoku dziesiątków białych alb były barwne stroje regionalne miejscowych gospodyń. Zaraz za trumną stanęły poczty sztandarowe strażaków, górników oraz pszczelarzy.
Księża w koncelebrze.
Ks. Jacek Pędziwiatr /Foto Gość
Piątka z rosyjskiego
Pogrzebowa Msza św. była okazją, by odżyły ciepłe wspomnienia o zmarłym kanclerzu. Otworzył je ks. Studenski, zaczynając od lat szkolnych:
− Ksiądz infułat odpowiadał mi − mówił kaznodzieja − że w liceum Konarskiego w Oświęcimiu, do którego uczęszczał na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku języka rosyjskiego uczyła Rosjanka z pochodzenia, pobożna prawosławna. Wstępowała na modlitwę do kościoła parafialnego i tu widziała, jak ks. Stanisław przystępuje do Komunii św. Jej reakcją na jego pobożność była deklaracja, że u niej, z języka rosyjskiego ma już z tego powodu piątkę i nie musi się uczyć, z czego ks. Stanisław absolutnie nie skorzystał.
Faktycznie ksiądz infułat wiele razy później wykorzystywał znajomość języka rosyjskiego, wyniesioną ze szkoły. Pomogła mu ona posiąść kolejny obcy język, tym razem słoweński.
Po Mszy św. pogrzebowej.
Ks. Jacek Pędziwiatr /Foto Gość
Słoweński ślad
− Słowenia była jego drugą ojczyzną. Wyjeżdżaliśmy z księdzem infułatem co roku do Słowenii podczas urlopu − wspominał ks. Marek Studenski. − Ks. Stanisław był tu znany i lubiany. Mówiono o nim, że to słoweński ksiądz, który pracuje za granicą.
− Pewnego razu po zajęciach na bielskiej Akademii Techniczno-Humanistycznej przekazano mi, że jest tutaj jakiś pan, który chciałby się uczyć języka słoweńskiego − powiedział uczestnikom pogrzebu na zakończenie Mszy św. lektor języka słoweńskiego Andrej Šurla. − Kiedy się spotkaliśmy, okazało się, że on już zna język słoweński. W ciągu kilku lat naszych spotkań ani raz nie zajrzeliśmy do podręcznika. Ks. Stanisław przygotowywał teksty z książek i gazet i rozmawialiśmy o nich po słoweńsku.
Ks. Dadak podczas wakacji odprawiał Msze św. po słoweńsku, głosił kazania, znał chyba wszystkie słoweńskie pieśni Maryjne i modlitwy. Skończyło się to tak, że z rąk konsula otrzymał tytuł zasłużonego dla Słowenii.
− Ks. Dadak kibicował i modlił się za słoweńskich skoczków narciarskich − ujawnił Andrej Šurla.