Parafianie czekali z niecierpliwością na przybycie pielgrzymów z grupy bł. Matki Teresy. Wiele osób już na godzinę przed dotarciem pielgrzymiej kolumny pojawiło się przed kościołem...
- Przyjmujemy pielgrzymów dlatego, że i my pielgrzymujemy. To jest spełnienie marzeń. Ilekroć sama szłam na pielgrzymkę do Częstochowy i spotykałam się z gościnnym przyjęciem, miałam tę jedną myśl: żebym ja też mogła kiedyś kogoś podobnie podjąć w swoim domu. Pan Bóg mnie wysłuchał! No i teraz mam taką szansę, więc nie zastanawiam się ani przez moment, tylko korzystam - tłumaczyła Stefania Paw, która podobnie jak przed rokiem, czekała z rodziną na pielgrzymów, by zabrać kolejną grupę do swojego domu.
- Ja w poprzednim roku pomagałam w przygotowaniu poczęstunku w Domu Ludowym, więc nie miałam jak zająć się pielgrzymami, ale w tym roku koleżanki z Koła Gospodyń Wiejskich już wszystko przygotowały, jest gulasz, kawa, herbata - a ja zapraszam sześć osób do siebie.
- Pielgrzymi odwiedzający nasze domy to wielka łaska - uważają parafianki z Malca
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
Pielgrzym miłosierdzia w domu to wspaniały gość, bo może się odpłacić modlitwą w Łagiewnikach - podkreśla Bernadetta Wójcik, oczekująca na pielgrzymów.
Proboszcz maleckiej parafii ks. Marian Mazurek poradził, by pójść do domów i czekać na głos dzwonów kościelnych, które obwieszczą nadejście pielgrzymki. Ale parafianie i tak czekali na miejscu...
A kiedy wreszcie grupa wędrująca z wizerunkiem bł. Matki Teresy z Kalkuty wyłoniła się na dróżce koło cmentarza, wyszli im na powitanie.
W drzwiach kościoła witał i zapraszał do środka proboszcz, a po wspólnej modlitwie zaprosił do skorzystania z gościny u rodzin parafii św. Jana Kantego. Służba Maltańska udzielała pomocy na plebanii, a potem u prezesa maleckich strażaków.
- Dziękujemy za waszą gościnność, za to, że otwieracie swoje serca - mówił ks. Michał Gajzler, przewodnik pielgrzymów. - My ze swej strony ofiarujemy naszą modlitwę, obiecujemy naszą pamięć i modlitwę.
Na kościelnym parkingu oczekujący na pielgrzymów spotkali wreszcie swoich gości
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
- Dziś już czuje się w nogach te kilometry, ale idzie się dobrze - przyznawała Maria Liwczak, prezes parafialnego oddziału Akcji Katolickiej i zarazem jedna z pątniczek z Cieszyna, która miała za sobą już także dodatkowy dzień marszu. - Sił dodają intencje, których niosę bardzo wiele. Są wśród nich i sprawy osobiste, i zawodowe, i te związane z Akcją. Więc idę...
- A ja miałam wiele powodów, także zawodowych, żeby tym razem zrezygnować z pielgrzymki. I wtedy w moich uszach zabrzmiały słowa z Ewangelii: "Miej mnie za usprawiedliwionego". I zrozumiałam, że - mimo przeszkód - muszę iść. I idę w tej intencji, żebym umiała w każdej sytuacji tak postąpić, bym nigdy nie mówiła Panu Bogu: "Miej mnie za usprawiedliwioną", bym umiała się zawsze otworzyć na głos Pana Boga - tłumaczyła Małgorzata Karolczuk.