Luter powiedział, że diabeł mieszka w zamkniętej Biblii. Takie diabelskie lokum mieści się pod dachem sporej części, jeśli nie większości katolickich domów. Jednak stereotyp Pisma Świętego otwieranego tylko przy okazji Wigilii oraz wykładanego na stół z okazji „Kolędy”, powoli bywa przełamywany.
W kolejnych parafiach powstają grupy i kręgi biblijne, księża zdaje się trochę częściej w kazaniach i naukach rekolekcyjnych sięgają po przykłady z Pisma. Oparcie w nim znajdują rosnące jak grzyby po deszczu wspólnoty, wpisujące się w nurt Nowej Ewangelizacji. Najmocniejsze wrażenie w tej dziedzinie wywiera jednak to, co dokonało się poprzez ekumeniczny konkurs wiedzy biblijnej „Jonasz”. Dzięki niemu już na poziomie podstawowym w jednej tylko diecezji bielsko-żywieckiej co najmniej kilkanaście tysięcy uczniów podstawówek i gimnazjów przeczytało Ewangelię według św. Marka. Kilkuset z nich zrobiło to na tyle dokładnie i skutecznie, że znaleźli się w diecezjalnym finale olimpiady. Podczas jego trwania do budynku kurii diecezjalnej, gdzie ulokowano szranki konkursowe, z trudem dało się wejść. Eliminacje odbywały się w kilku salach równocześnie. Nie dla wszystkich starczyło miejsca w jednym terminie, więc pisanie sprawdzianu trzeba było rozłożyć na kilka tur. Naśladując sposób myślenia Reformatora można więc uznać, że mamy w lokalnym Kościele kilkanaście tysięcy małych egzorcystów, którzy udowodnili, że już samo otwarcie okładek Biblii skutecznie wypędzić diabła potrafi.
Powód do radości jest potrójny. Najpierw ów fakt otwarcia Księgi Życia sprawia, że nie leży ona odłogiem, jako biblioteczna ozdoba, książkowy bibelot - po prostu żyje. Po wtóre nie tylko zapala do lektury pojedynczego człowieka, ale cały kandelabr domowników. Podczas „Jonasza” można było spotkać trzecioklasistów. W rozmowie okazywało się, że nie sami przeczytali Markową Ewangelię, ale razem z rodzicami, a więc w atmosferze domowej, rodzinnej katechezy. Wreszcie powodem do radości jest ekumeniczny wymiar tego biblijnego egzorcyzmowania: księgę Ewangelii otwarły dzieci nie tylko w katolickich, ale także protestanckich, głównie ewangelickich domach. W ten sposób w „Jonaszu”, jak i - szerzej - w lekturze wspólnej Księgi chyba najsensowniej i najowocniej objawia się ekumenizm. A żeby tej akcji ponad podziałami zapalić jeszcze jedno, na koniec, kadzidło, warto wspomnieć kolejne zdanie Lutra, przytoczone przy okazji otwarcia zmagań konkursowych: że oto Biblia jest niczym zioło - pozwala poznać Boga tylko wówczas, kiedy odwraca się jej karty, podobnie, jak zioło wydaje pełny aromat dopiero wówczas, gdy się je rozciera.
Nie mam protestanckich inklinacji, ani miłością do Lutra specjalną nie pałam. Staram się nań patrzeć tak, jak go Pan Bóg stworzył, a nie przez pryzmat pokrętnych dróg jego życia. I wiem, że wypadałoby zacytować w tym miejscu jakiś własny autorytet: Sobór albo św. Jana Pawła. Ale Luter rzecz ujmuje prosto: choć z siermięgą porównań, to jednak obrazowo i skutecznie. Więc go słucham, choć uczynków nie naśladuję.