W zeszłym roku inicjatorzy zachęcali, by podzielić się doświadczeniami z Ekstremalnej Drogi Krzyżowej z innymi - i za rok zabrać kogoś jeszcze. W tym roku andrychowski kościół św. Macieja z trudem mieścił wszystkich uczestników EDK.
Przed kościołem św. Macieja wśród szykujących się do drogi byli też młodzi małżonkowie z Sułkowic. - Dlaczego idziemy? Bo dla nas Pan Jezus zrobił o wiele więcej! Jeżeli jest przy tym trochę wysiłku, to trzeba się cieszyć, że możemy w ten sposób być bliżej Niego. Rok temu było ciężko, były ból i męka. Teraz idziemy 9 km dalej, do Kalwarii. Ale co to jest w porównaniu z tą drogą, którą szedł Pan Jezus? - mówią Ewa i Beniamin Szczurowie z Sułkowic. W drogę wyruszyli z tym samym krzyżem, który nieśli w ubiegłym roku.
- Ludzi wybierających się na EDK przybywa: rok temu szło z Andrychowa ponad 400 osób, a teraz jest nas 760 - podkreśla Andrzej Goszczycki, koordynator. - To także znak ewangelizacji, bo większość tych, którzy idą dziś pierwszy raz, zdecydowała się na to po rozmowie z tymi, którzy już byli - dodaje jego żona Elżbieta.
Koncelebrowanej Mszy św. dla wyruszających na EDK z Andrychowa przewodniczył jeden z jej uczestników: ks. Michał Gajzler
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
Dorota Janosz z mężem Rafałem byli inicjatorami tego modlitewnego wędrowania z Andrychowa. - My spróbowaliśmy po raz pierwszy w Krakowie i bardzo chcieliśmy podzielić się tym, co można przeżyć dzięki EDK z innymi - mówią zgodnie. Teraz pani Dorota czuwała już nad kilkoma rejonami jako lider. - Kiedy widzę, ilu młodych ludzi dołącza, to ogromnie się cieszę. Dziś są tu prawdziwe tłumy - podkreśla.
- Serce rośnie, gdy się widzi, ile osób chce dzisiaj spotkać się z Panem Bogiem. Wystarczy popatrzeć im w oczy, by wiedzieć, że chcą tego naprawdę - uważa Rafał Janosz. - Niesamowite jest też wsparcie wielu osób, które otrzymaliśmy w czasie przygotowania EDK. Doświadczamy wielkiej życzliwości.
Andrychowscy EDK-owicze mogli wybrać trasy różnej długości - do Kalwarii Zebrzydowskiej, Rychwałdu i Wadowic. - One wymagają wytrwałości, zaparcia się siebie. Każdy odcinek pokonywałem podczas weryfikacji, ale dziś dopiero przejdę EDK w całości - opowiada student Wojciech Rajda, który zajmował się opracowaniem tras górskich.
- Pan Jezus tyle zrobił dla nas - mówią Ewa i Beniamin Szczurowie z Sułkowic
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
- Najważniejsze jest w tym wszystkim to, z jakim sercem wychodzimy i z jakim powrócimy... Zadawajmy Jezusowi pytania, otwierajmy nasze serca, aby stawały się bardziej Jego sercem, oczyściły się nasze pragnienia i intencje. Nie jest ważne, czy przejdziemy 20 czy 50 kilometrów. Ważne, żebyśmy doszli tam, gdzie On na nas czeka - przypominał ks. Michał Gajzler wyruszającym w drogę z andrychowskiego kościoła św. Macieja do Kalwarii Zebrzydowskiej i Wadowic.
Na drogę pobłogosławił ich ks. prał. Stanisław Czernik. - Przed wami droga, w którą ruszycie w samotności, rozważając mękę Chrystusa, każdą stację. To jest najpiękniejszy wymiar Bożego Miłosierdzia. Odczytujcie je i idźcie pełni ufności: "Jezu, ufam Tobie". Idziecie do sanktuariów maryjnych: do Kalwarii Zebrzydowskiej, do bazyliki Ofiarowania NMP w Wadowicach i do diecezjalnego sanktuarium Matki Bożej do Rychwałdu. W drodze zaniesiecie swoje intencje: na spotkanie - przez Maryję - z Jezusem Chrystusem - przypominał ks. Czernik.
W środę 30 kwietnia o 18.00 sprawowana będzie w kościele św. Macieja Msza św. dla uczestników EDK, po której będą się dzielić wspomnieniami z drogi.