Msza za dziesięć tysięcy.
− Odprawisz Mszę św. w intencji Bogu wiadomej − oznajmił mi ksiądz proboszcz, kolega, w którego parafii głosiłem rekolekcje.
Ciekawość pomieszana z niepokojem wprawiła mnie w lekkie dreszcze. W intencji Bogu wiadomej − można tak z ambony ogłosić, szanując wolę ofiarodawców, ale doświadczenie uczy, że dobrze i przyzwoicie księdzu wiedzieć, w czym rzecz. Jak w historii o wiejskim wikarym, do którego z taką właśnie prośbą, o Mszę św. w intencji Bogu wiadomej, przyszedł jeden gospodarz:
− A co to za intencja? − spytał duchowny.
− To taka historia jest − tylko proszę, żeby ksiądz nikomu nie mówił − że mój sąsiad, podobnie jak ja, hoduje krowy. Do tej pory ja miałem cztery krowy i on też miał cztery krowy. Ale wczoraj on poszedł na targ i kupił sobie piątą krowę...
− A, rozumiem − przerwał mu ksiądz wikary. − I chodzi o to, żeby panu też się udało piątą krowę kupić?
− Nie. Chodzi o to, żeby mu ta piąta krowa zdechła...
Więc zdobyłem się na odwagę i spytałem, o czym wie Pan Bóg, a ja wciąż jeszcze nie. Opowiedział prostą historię: razem z ekipą wolontariuszy robił porządek na strychu swojego leciwego kościoła. Gdzieś między św. Barbarą, której bezpowrotnie przepadło całe ramię z mieczem, a dywanikiem w perskie wzory, rozwijanym przed ołtarzem Bożego Ciała, leżała sobie zakurzona, pożółkła koperta. W środku była karteczka zatytułowana: „Intencja mszalna” z imionami i nazwiskiem jubilatów, obchodzących okrągłą rocznicę małżeństwa.
− Skąd wiesz, że nie została odprawiona? − spytałem.
− Bo razem z karteczką były pieniądze. Dziesięć tysięcy złotych. Starych złotych.
− Czyli na dzisiaj złotówka... − przeliczyłem szybko.
Stanęliśmy razem przy ołtarzu. Myślałem sobie o intencji Bogu wiadomej, o małżonkach zapisanych na pożółkłej karteczce, otulonej dziesięcioma tysiącami złotych, starych złotych. Zastanawiałem się, czy wciąż jeszcze żyją, czy też Baranek, jak ksiądz proboszcz z kartki, czyta teraz ich imiona z Księgi Życia. I jak to fajnie dokonać takiego znaleziska i wiedzieć po co, że Wielki Post sprzyja robieniu porządków i że stypendia mszalne nie są tylko zwykłym źródłem utrzymania księdza, ale w pierwszym rzędzie jego troski i odpowiedzialności. Nawet, jeśli ludzie we wsi gadają inaczej.