Organizatorzy spodziewają się setek, a może nawet tysięcy uczestników kolejnych manifestacji w obronie wolności mediów.
Dowcip się sucharowaty przypomina o niedźwiedziu nie-śpiącym, który w połowie stycznia wałęsa się po zaśnieżonych Beskidach i mruczy pod nosem: - Po co ja tę kawę w październiku piłem?
W końcu - myślę sobie - miś uśnie. I zaśpi, brunatną powiekę w późną wiosnę podnosząc. Nie wiem, jak to jest dokładnie z rozrodem u niedźwiedzi, poza tym, że małe właśnie zimową porą przychodzą na świat, ale przypuszczam, że jeśli niedźwiedzie nałogowo kawę pić zaczną w październiku, to gatunek wyginie.
Z obroną demokracji jest chyba podobnie, skoro budzi się teraz. Są wytłumaczenia tylko dwa możliwe. Po pierwsze: że wcześniej, przez dwadzieścia sześć lat nie było czego albo przed czym bronić. To znaczy, że nie było demokracji? Albo też, że wszystko było w porządku? Jakoś nikt specjalnie nie wychodził na ulicę, gdy w imię nie wiadomo czego, bo w imię demokracji na pewno nie, z powierzchni Bielska-Białej znikała „Bewelana”, w Żywcu umarła nieboszczka „Futrzarnia”, w Cieszynie „Celma”, a w Oświęcimiu Zakłady Chemiczne.
Po drugie: że obrońcy demokracji kawy, czy Bóg wie czego, nie w porę się napili, zaspali, obudzili się po niewczasie i z przekonaniem, że lepiej późno, niż wcale ruszają do ataku, uzbrojeni po zęby w gwizdki i bębenki, bo jaka wojna, taki też oręż.
Wolno im. Mnie tylko żal tego potencjału ludzkiego, zapału i dobrych chęci. Że mianowicie tyle energii zużywa się na obronę mediów, które i tak same się obronią. Bo czyż słyszał kto, aby jakiś zwolniony z pracy dziennikarz o żebraczym chlebie szczęsnego żywota dokonał? Ludzie zdolni, biegli w swoim fachu, dadzą sobie radę.
Więc mnie się marzy raczej manifestacja w obronie maluczkich. I to nie jakichś odległych, obcych, których pewnie i tak nigdy nie poznam osobiście, tylko takich, co mieszkają za ścianą i popiskują z biedy cieniutko jak myszka. I czekają, aż się niedźwiedź obudzi, żeby ryknąć w ich imieniu. Na taką manifestację przyjdę na pewno. Może nawet na kolanach.