Mieszkańcy parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kętach, koledzy-księża i rodzeństwo pożegnali swojego wikariusza ks. Roberta Szczotkę, który wyruszył na misje do chilijskiej diecezji San Bernardo.
- To jedno zdanie wystarczyłoby za wytłumaczenie dzisiejszej uroczystości. Jesteśmy zaproszeni, aby jeszcze raz poznać i przyjąć miłość Pan Boga, która jest tak wielka, że decyduje się On posłać swojego Syna Jezusa, aby On za nas umarł, aby objawił nam swoją miłość. W każdym działaniu Pana Boga chodzi o jedno - o życie wieczne człowieka, aby żył tutaj na ziemi i aby żył w wieczności - mówił ks. Szczotka, dodając, że doskonałym uzupełnieniem Bożego Słowa o nieskończonej miłości Pana Boga, jest dla nas objawiony obraz Serca Pana Jezusa.
- Tymi, którzy najlepiej komentują Pismo Święte, najlepiej je rozumieją, są święci - mówił misjonarz. - I robią to nie przez uczone traktaty, ale pokazują przez swoje życie w jaki sposób Boże Słowo w nich żyje, kieruje nimi i wydaje owoce.
Za wzór podał zgromadzonym św. Małgorzatę Marię Alacoque. Po każdym objawieniu się jej Pana Jezusa, naturalnym odruchem dla niej była adoracja Najświętszego Sakramentu.
Zachęcając do okazywania Jezusowi swoich wynagradzających gestów miłości, ks. Robert Szczotka mówił: - Każdy z nas ma inny tryb zajęć, inny rozkład dnia. Jezus nie mówi żeby wszyscy tak samo długo czuwali, modlili się. Jemu chodzi o dar miłości! Dla kogoś to będzie kilka godzin, dla innego parę minut, krótka chwila na uklęknięcie albo pokłon Temu, którego się kocha. Jeszcze dla innych - posłanie Jezusowi uśmiechu serca. Mały gest - tego tylko pragnie Jezus...
Wszystkie pokolenia dziękowały ks. Robertowi za jego posługę w parafii
Urszula Rogólska /Foto Gość
Dziękując księdzu Robertowi za jego dwuletnią posługę w parafii, ks Musiałek podkreślał jego wielką miłość do Słowa Bożego i świadectwo modlitwy przed Najświętszym Sakramentem w kaplicy całodziennej adoracji, które zabiera ze sobą do Chile. - Nie będzie tam sam. Jest tam już nasz rodak z Kęt ks. Sławomir Zadora. Zapewniamy was obu o naszej pamięci i modlitwie - dodał ks. Musiałek.
Ks. Robert dziękował wszystkim parafianom i każdej parafialnej wspólnocie za każde spotkanie.
- To, że jadę do Chile, to nie moja zasługa - mówił. - Jestem szczególnie wdzięczny wspólnocie, która w Godzinie Miłosierdzia modli się o powołania kapłańskie, zakonne i misyjne. Wymodliliście to moje powołanie i ufam, że wasza modlitwa będzie dalej trwała. Dziękuję wszystkim za wspólnotę wiary, bo kapłaństwo jest wędrowaniem w wierze ze wszystkimi... Módlcie się za mnie i za ks. Sławka, żebyśmy robili to, co do nas należy.
Na uroczystości pożegnania była także trójka jego rodzeństwa: siostry: Joanna Żur, Agnieszka Szczotka i brat Tomasz. Jeszcze na kilka dni przed wylotem zdążył pobłogosławić małżeństwo brata.
Ks. Robert z siostrami Joanną i Agnieszką oraz bratem Tomaszem
Urszula Rogólska /Foto Gość
Rodzeństwo, opiekujące się rodzicami, którzy zostali w Zwardoniu, bardzo kibicuje księdzu. – O swojej decyzji Robert poinformował każdego z nas osobno – mówią jego siostry i brat. – Jasne, że wolelibyśmy, żeby był bliżej, ale zdajemy sobie sprawę jak wielki dar dostał i że nie może go zmarnować. Jesteśmy z niego bardzo dumni. Zawsze będzie miał nasze wsparcie. Ma wielki dar słuchania ludzi i przyjmowania każdego z uśmiechem. Na drogę daliśmy mu pióro. Żeby mógł je mieć zawsze przy sobie. I… już planujemy jak to zrobić, żeby móc go odwiedzić!
O tym jak narodziło się powołanie misyjne ks. Roberta Szczotki będzie można przeczytać w 43. numerze papierowego "Gościa" bielsko-żywieckiego z data na 25 października