– Strasznie mnie ksiądz wkurzał. Grałam taką bohaterkę. Rzuciłam księdzu „Z »czarnuchami« nie gadam” - mówi Ewelina Grzegorzek z Oświęcimia. Dziś, po czterech latach, razem z narzeczonym Tomkiem Grazi jest wolontariuszką w oblackiej misji w Hongkongu.
Ewelina kontynuuje: - Tata dał mi kluczyki i powiedział: „Kierunek Cieszyn”. A ja musiałam jechać. Bo to Pan Bóg wyciągnął mnie z głębokiego dołu. Po raz pierwszy w życiu poczułam czym jest spokój. Z dnia na dzień wszystko się zmieniło! Nie mogłam nie mówić w domu o tym, co się we mnie działo. Mama wkrótce zaczęła jeździć ze mną. Tata tylko spoglądał zza gazety. Niedługo potem razem z mamą pojechałyśmy na kurs „Nowe Życie”. Tata – pół roku później – na kurs dla mężczyzn. Dziś całą trójką już jesteśmy we wspólnocie…
Chciałem złapać plecak i uciekać
– Miałem życie zaplanowane. I nie było w nim miejsca dla Pana Boga – mówi Tomek. – Poznałem Ewelinę i ona użyła podstępu. Mnie, kompletnie niewierzącego człowieka – a nawet mocnego przeciwnika wszystkiego, co z Panem Bogiem i Kościołem związane – zaprosiła na kurs „Nowe Życie” w Bystrej Krakowskiej. Czego się nie robi dla takiej kobiety… Pojechałem. Ewelina była ze mną. Już po pierwszych godzinach chciałem złapać plecak i uciekać. Ale nie wypadało stchórzyć. Na dodatek to był dzień urodzin Eweliny. Pomyślałem: jakoś wytrwam.
– Z każdą chwilą ręce opadały mi coraz bardziej – mówi Ewelina. – Nie mogłam zrozumieć, że nic go nie rusza! – W pewnym momencie postanowiłam: „Boże, rób z nim co chcesz”. I to było dla mnie uwalniające. Zrezygnowana wyszłam z sali, poszłam odpocząć.
– Zostawiła mnie samego, wkurzonego dość mocno. A wróciła po dwóch godzinach i.. zobaczyła… jak śpiewam i się modlę ze wszystkimi! – śmieje się Tomek. – Nie wiem co się wydarzyło. Dałem Panu Bogu 24 godziny: „Spróbuj” – rzuciłem. I zdążył! To była chwila spontanicznej modlitwy. Zmienił mnie w momencie. Byłem już Jego…
Zacząłem szukać swojego miejsca w Kościele, wspólnoty dla mężczyzn. Modliłem się o to. I wychodząc z kościoła w Sosnowcu, w oczy rzucił mi się plakat z zaproszeniem na spotkanie Wspólnoty Mężczyzn św. Józefa. Poszedłem na jedno spotkanie i zostałem. Kiedy powstało u nas Centrum Nowej Ewangelizacji, ucieszyłem się, że i u nas powstaje coś podobnego do wspólnoty Eweliny w Bielsku.
Takei widoki towarzyszą Ewelinie i Tomkowi od prawie miesiąca
Urszula Rogólska /Foto Gość
Marzenia i Boży plan
Wspólne pasje: nauka chińskiego i… życie z Jezusem pochłaniały ich coraz bardziej. Oboje bardzo chcieli pojechać do Chin – szlifować język, poznać ludzi, kulturę.
– Wymyśliłam sobie, żeby postarać się o stypendium – mówi Ewelina. – Nie było łatwo, ale to akurat mnie wybrano i mogłam jechać – w zeszłym roku. Tymczasem rozchorowałam się na tyle poważnie, że musiałam zrezygnować z wyjazdu. Żadne leki nie pomagały na bardzo silną alergię.
– Nie rezygnowaliśmy z pomysłu wyjazdu, ale postanowiliśmy, że chcemy wyjechać razem i nie chcemy brać dziekanki – mówi Tomek. – Zacząłem szukać kontaktu z polskimi misjonarzami. Tak trafiliśmy na ojca Sławka. Obroniliśmy nasze licencjaty i… ruszamy w drogę.
– Nie mogę nie odczytywać tego, jako Boży plan, bo kiedy nasze marzenia zaczęły nabierać realnego kształtu, moja choroba po prostu zniknęła… – dodaje Ewelina…
Oboje mówią, że czas w Hongkongu chcą wykorzystać na służbę innym, pracę w szkole, ale i praktyczną naukę kantońskiego i mandaryńskiego. Po powrocie chcą kontynuować studia magisterskie. Ewelina planuje też zebranie materiału do pracy naukowej o kulturze i tożsamości mieszkańców Hongkongu.
– Co biorę na drogę? Pewność, że z Jezusem jestem człowiekiem szczęśliwym, człowiekiem, który ma piękne marzenia – podkreśla. – Każdy dzień jest cudowną niespodzianką! Moim największym marzeniem jest, żeby ludzie zobaczyli we mnie Jezusa tam, gdzie nie będę mogła o Nim mówić głośno…