Umiał dostrzec biednego człowieka i z ogromną determinacją walczyć z tym wszystkim, co odbierało jego godność. Był jak ojciec dla głodnych i bezdomnych. Do ostatnich dni troszczył się o nich, kwestował...
Ludzka bieda nie dawała mu spokoju. Był skromnym, ale bardzo bogatym człowiekiem: bogatym w miłosierdzie – nie mieli wątpliwości żegnający największego w Bielsku-Białej jałmużnika. Tadeusz Cozac z puszką na datki w rękach pozostał w pamięci wszystkich. Wśród żegnających go byli obok rodziny także liczni kapłani – z bp. Piotrem Gregrem na czele, delegat bp. Pawła Anweilera, przedstawiciele władz samorządowych, instytucji i stowarzyszeń współpracujących w dziele pomocy najuboższym. Nie zabrakło tych, którym pomagał śp. Tadeusz Cozac.
Szatkowali i kisili
Jego wytrwałe kołatanie z prośbą o pomoc dla biednych stało się dla wielu jak wyrzut sumienia. U wszystkich budziło szacunek. W tym czasie, kiedy wokół dokonywały się historyczne przemiany i świat ruszył do przodu, on wziął w swoje ręce sprawy najsłabszych. Został pierwszym – i przez 26 lat jedynym – prezesem bielskiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. I zaczął pomagać głodnym. Z błyskiem w oku opowiadał, jak jedną z pierwszych zim w bielskiej kuchni pomogło przetrwać kilka ton surowej kapusty, którą członkowie Towarzystwa wraz z nim przez wiele dni szatkowali i kisili. Cieszył się każdą ofiarowaną dla głodnych złotówką.
Tak powstała Kuchnia Społeczna, w której codziennie z posiłku korzystało nawet do 700 osób. Później marzeniem prezesa Cozaca było zapewnienie bezdomnym darmowej kąpieli. Dziś do łaźni rocznie przychodzi prawie 6 tys. osób. Przy niej powstał magazyn odzieży. Co roku odbywają się wieczerze wigilijne dla 400 podopiecznych i wielkanocne śniadania. Do tego dochodzą świąteczne paczki żywnościowe dla dzieci, paczki na Dzień Dziecka i św. Mikołaja oraz szkolne wyprawki. Ostatnim dziełem prezesa Cozaca było schronisko dziennego pobytu dla bezdomnych.
W duchu św. Franciszka
W ciągu 26 lat zebrały się miliony posiłków, setki tysięcy rozdanych chlebów, tysiące korzystających z łaźni. Koszt tej pomocy w części finansowany był z samorządowej kasy, ale większość potrzebnych funduszy – blisko pół miliona złotych rocznie –pochodziło z kwest pod kościołami i darowizn. – Zawsze będziemy mieć w pamięci, jak stoi z wyciągniętą ręką. Na pewno będziemy chcieli opisać jego dorobek, a przede wszystkim kontynuować jego dzieło – zapewniają członkowie Towarzystwa. Za swoje ogromne zaangażowanie został uhonorowany m.in. papieskim medalem „Pro Ecclesia et Pontifice”, Złotym Krzyżem Zasługi, wpisem do Księgi Zasłużonych dla Bielska-Białej, medalem Akcji Katolickiej „Pro Consecratione Mundi”. Otrzymał też „Order Uśmiechu”, a od dzieci specjalnej troski – order „Serce Dziecka”. – Św. Brat Albert znalazł w Bielsku kontynuatora swojego dzieła. Był nim pa n Tadeusz Cozac: człowiek wielkiej wrażliwości na biedę – przypominał w pogrzebowej homilii ks. prał. Krzysztof Ryszka.– Jego dzieło opiera się na chrześcijańskich inspiracjach i wypływa z duchowości franciszkańskiej. Dla nas życie i dzieła śp. Tadeusza Cozaca to wezwanie, byśmy byli ludźmi wielkiego serca...
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się