W drodze z Oświęcimia na Jasną Górę dotarli też do sanktuarium św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej-Gołonogu. Tu modlili się podczas Mszy św. koncelebrowanej pod przewodnictwem dziekana ks. kan. Kazimierza Kulpy.
Na wzgórzu w Gołonogu witają ich błogosławieństwem i woda święconą opiekunowie tego miejsca: ojcowie franciszkanie.
Parafianie tradycyjnie już podejmują ich gościnnie posiłkiem. Dla nikogo nie zabrakło smakowitej zupy, kiełbasek, drożdżówek, a przede wszystkim wody, niezbędnej w skwarze tegorocznego pielgrzymowania.
Wśród pielgrzymów sporo jest tu już po raz 32., bo tyle razy przechodziła tędy pielgrzymka. - W tym roku im zwłaszcza pewnie jest trudniej w tych upałach, ale idą wytrwale - podkreśla z podziwem ks. Kulpa, a witając przybywających przekazuje im wyrazy pamięci i wdzięczności od tych, którzy zostali w parafiach.
Kolejne grupy, spoconych, zmęczonych, a jednak radosnych pielgrzymów dochodzą do świątyni na wspólną modlitwę. Tu po raz kolejny Bożej Opatrzności powierzają swoje sprawy i polecone im przez innych intencje. Podczas homilii ks. Jacek Paweł Przybyła dziękuje im za to świadectwo wiary, które dają pokonując pielgrzymkowe trudy.
- Jest gorąco, ale pijemy dużo wody - i dużo chodzimy. Odmawiamy Różaniec i dziękujemy Panu Bogu - wylicza 8-letnia Emilka, która pielgrzymuje z tatą.
- Idę córką, która wprawdzie pielgrzymuje już po raz czwarty, ale po raz pierwszy samodzielnie, na własnych nogach, więc jest trudno. Był kryzys, ale udało się jej go dzielnie zwalczyć i teraz daje innym przykład - chwali Emilkę tata - Wojciech Andrzejczak z Brzeszcz.
- Tym, co jest najważniejsze przy pokonywaniu kryzysów, są nasze intencje. W październiku ubiegłego roku na przejściu dla pieszych zginęła moja siostra - tuż przed własnym ślubem. Wcześniej też chodziła z nami na pielgrzymki, pracowała w służbie medycznej, pomagając innym na postojach. Emilka jest jej chrześniaczką. Pielgrzymuję, bo chcę jej w ten sposób podziękować za to, że była. Próbuję znaleźć odpowiedzi na trudne pytania, jakie wciąż wracają, kiedy myślę o tej śmierci. Chcę podziękować Bogu za siłę, której trzeba było, żeby to doświadczenie przyjąć. Nie mogłem się tej pielgrzymki doczekać, bo wiem, że w drodze towarzyszy nam cierpienie, ale u celu jest wielka radość. Kiedyś nie rozumiałem, dlaczego ludzie dochodzą na Jasną Górę i płaczą. Dopiero kiedy sam, niosąc dziecko na rekach, szedłem alejami i patrząc na jasnogórskie mury płakałem, poczułem, że to jest taka chwila, dla której warto było... - mówi pan Wojciech.
Wśród dorosłych i starszych pielgrzymów jest też sporo młodych ludzi, choć pewnie mogłoby być ich więcej...
- Dzisiaj trudno namówić młodych do wyrzeczeń, do wymagania od samego siebie - przyznaje 22-letni Łukasz Chorzewski z Brzeszcz. - Trudno też skłonić ich, żeby słuchali Pana Jezusa. Mnie pomogły w tym zasady, które przekazali w domu rodzice, ale wiem, że trzeba samemu dostrzec i zapragnąć prawdy, wiary... Kiedyś sam musiałem zatrzymać się i odpowiedzieć sobie na pytanie, po co chodzę do kościoła, czego chce ode mnie Pan Jezus. I dotarło do mnie, że Jezus chce, żebym Mu zaufał. I tego bezgranicznego zaufania uczę się też na pielgrzymce.