Pątnicy w rekordowym upale szukali ochłody w wodnych kurtynach organizowanych po drodze. Dla głównej grupy pielgrzymki diecezji bielsko-żywieckiej sobota była najtrudniejszym dniem.
Przy bramie sąsiedniego domu czekają na stolikach arbuzy, jabłka, ciasta, kompot, kawa, herbata, butelki z wodą. Cała rodzina krząta się przynosząc w... wiaderkach kompot.
- To już od 22 lat. Jeszcze mama, kiedy żyła, tak robiła, a teraz my z siostrą kontynuujemy. Nie możemy inaczej, zresztą: my z pielgrzymami jesteśmy już jak rodzina i nie możemy inaczej - tłumaczy Teresa Białek. A jej siostra Bogusława Izdebska wspomina, jak to kiedyś sami pielgrzymi orzekli, że skoro tak długo dla kolejnych wynosili przygotowane ciasta, to chyba im się ono mnoży. Bo tego samego dnia przechodzili tędy pielgrzymi z Chrzanowa, Bielska - i dla wszystkich wystarczyło...
Pod kościołem w Łękach - który jest dla pielgrzymów pierwszą zapowiedzią spotkania z Maryja na Jasnej Górze, bo nosi wezwanie Matki Bożej Częstochowskiej - czekają też z przygotowanym przez parafię poczęstunkiem.
- Nasi parafianie to w znacznej części ludzie starsi. Dla nich to też jakaś forma udziału w pielgrzymce i chętnie z tej okazji korzystają, a swoje intencje przekazują tym, którzy idą. Ludzie starają się ich ugościć, jak tylko mogą: w domach. Tu, pod kościołem wydajemy żurek, herbatę, wodę, a dla funkcyjnych, którzy posługują dla pielgrzymów, przygotowaliśmy obiad - tłumaczy ks. Janusz Kania, duszpasterz parafii Dąbrowa Górnicza - Łęka.