Kto przeżył choć raz taką przygodę, już nie chce odpuścić! Po raz piąty bielszczanie w różnym wieku idą od Królowej Beskidów w Szczyrku do Królowej Podhala w Ludźmierzu – górami!
- Dwa lata temu na nasze powitanie daleko przed metą wyjechała siostra zakonna z Ludźmierza. Cieszyła się chyba tak samo jak my, że daliśmy radę – śmieje się Łukasz Janota, który w wyprawie bierze udział po raz czwarty.
- Idę po raz pierwszy, bo wreszcie mam możliwość – mówi Kasia Bobak. – Nigdy nie byłam na górskiej pielgrzymce, a tyle już się o niej nasłuchałam. Idę żeby sobie wiele spraw uporządkować, żeby się wyciszyć, nabrać nowych sił.
Energia!
- Ja idę po raz czwarty – mówi Natalia Duda. – Wspaniała atmosfera towarzyszy całej pielgrzymce. Choć jesteśmy w różnym wieku, mamy różne zainteresowania, z każdym można swobodnie porozmawiać. Każde miejsce, w którym się zatrzymujemy jest wspaniałe. Lubię nocleg w Podwilku, gdzie śpimy u wspaniałych gospodarzy. Jest domowe jedzenie, pan gra na akordeonie, pani zawsze śpiewa po góralsku. Niesamowity jest ostatni dzień, kiedy dociera do człowieka czego mu się udało dokonać…
"Brewiarz górskiego turysty" w rękach pielgrzymów to także ich codzienność w czasie wędrówki
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Kiedy się idzie w grupie takich ludzi, nie czujesz trudu. Zmęczenie przychodzi dopiero wtedy, kiedy po pokonaniu 20 km już jesteś w schronisku. Uwielbiam ostatni dzień – kiedy już po wszystkim, można nie spać w nocy, bo nie trzeba wstawać o 2.45 na przykład, razem idziemy na lody, potem ognisko. I tylko odpoczywamy – uśmiecha się Bartłomiej Bobak.
- Wspaniale patrzeć jak ta młodzież dojrzewa, jak się zmienia – mówi Jadwiga Borutko – Czekam na ten tydzień cały rok. W pracy już wiedzą, że wtedy na pewno biorę urlop. Ci młodzi dodają mi energii, której starcza na cały rok!