Kto przeżył choć raz taką przygodę, już nie chce odpuścić! Po raz piąty bielszczanie w różnym wieku idą od Królowej Beskidów w Szczyrku do Królowej Podhala w Ludźmierzu – górami!
Kiedy spotykają się przy pętli autobusowej pod Szyndzielnią, powitaniom i uściskom nie ma końca. Tu nie ma „pań” i „panów”. Niezależnie od wieku, od teraz tworzą drużynę wypróbowanych kompanów doli i niedoli.
Przed nimi 120 km niełatwych górskich podejść, wczesnych pobudek (nawet o 3 rano!) i zmagań z pogodą. Ale to też świetna przygoda w grupie ludzi, których łatwiej nazwać przyjaciółmi. Przygoda, na którą czekają cały rok! Po południu 2 sierpnia 20 osób zarzuciło plecaki na plecy i wyruszyło z Bielska-Białej na Szyndzielnię.
Dalej poszli przez Klimczok do sanktuarium Matki Bożej Królowej Beskidów „na Górce”. Dziś w środku nocy tu rozpoczęli drogę, która poprowadzi ich przez Skrzyczne, Glinne, Rysiankę, Halę Miziową, Markowe Szczawiny pod Babią Górą, Podwilk aż do Królowej Podhala w Ludźmierzu. U Podhalańskiej Gaździny będą w piątek 7 sierpnia.
Wszyscy śmiałkowie V wyprawy górskiej od Królowej Beskidów do Królowej Podhala
Urszula Rogólska /Foto Gość
W tym roku, w górskim wędrowaniu udział bierze 20 osób w różnym wieku – od gimnazjalistów po studentów i dwie osoby z obsługi logistycznej.
- Najpierw o wytrwałość w pielgrzymowaniu i potrzebne siły – modlimy się w sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski, Pani Beskidów na Górce w Szczyrku – mówi ks. Maciej Kornecki – ratownik GOPR, wikariusz w parafii św. Stanisława BM w Starym Bielsku, pomysłodawca przedsięwzięcia. – Celem jaki nam towarzyszy, jest wyciszenie, obcowanie z Bogiem poprzez piękno przyrody i poznanie siebie w oparciu o Bożą miłość i prawdę.
Cała parafia!
Razem z piechurami pielgrzymuje też wielu ich dobroczyńców – to głównie parafianie ze Starego Bielska, którzy hojnie otwierają serca i… portfele, kiedy słyszą, że po raz kolejny górscy pielgrzymi chcą iść do Królowej Podhala. A ci, w zamian zabierają ich intencje. Codziennie, kiedy spotykają się na Mszy św. i modlitwie, pamiętają o swoich dobrodziejach – każdego wymieniają z imienia i nazwiska, wstawiając się we wszystkich powierzonych sobie sprawach.
- Wspiera nas naprawdę wiele osób i firm. Dzięki nim mamy też nasze pielgrzymkowe koszulki. Dużą pomocą służą nam co roku GOPR-owcy – podkreśla ks. Kornecki.
Ks. Maciej Kornecki (z praweej) jest inicjatorem górskiej pielgrzymki do Królowej Podhala
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Sami rodzice naszej młodzieży mają swój wielki wkład w organizację wyprawy – dodaje Jadwiga Borutko, uczestniczka wszystkich pięciu wypraw, a na co dzień ratownik medyczny w bielskim pogotowiu. - Dzięki nim młodzież ma prawdziwie domowe obiadki – bo spontanicznie ktoś przynosi ogromne ilości pierogów wielu rodzajów, krokiety, ciasta, domowej roboty sosy.
Przed tablicą „Ludźmierz”
Od początku w wyprawach bierze też udział Julia Sowińska. - Pewnie, że nie jest łatwo. Zdarzają się po drodze i pęcherze, i zakwasy, ale cel mobilizuje - mówi Julia. – Kiedy jesteś u celu, u Matki Bożej i łzy same płyną, a w sercu jest tak ogromna radość, że się udało dotrzeć… Nie trzeba nic więcej. Wszyscy sobie gratulują, ściskają się, śmieją. Najpiękniejszy dla mnie jest ostatni dzień – choć mamy do pokonania najdłuższy odcinek – 29 km – ale głównie po płaskim terenie, a na horyzoncie w pełnej okazałości widzimy panoramę Tatr. Nie zdarzyło się, żeby pogoda nam nie dopisała, więc co roku dostajemy te prezent. Tuż przed tablicą „Ludźmierz” wszyscy zatrzymujemy się i razem robimy krok do przodu, żeby razem wejść już na ostatni etap wędrówki.