Zacznę od strasznego suchara w wersji pobożnie złagodzonej, gdyż oryginał ociera się o butelkowany alkohol: jaka jest różnica między optymistą a pesymistą? Optymista po zjedzeniu połowy jabłka mówi: mam jeszcze drugą połowę, pesymista zaś narzeka, że już mu tylko pół zostało.
W tym samym dniu, kiedy polscy gimnazjaliści szli na wagary z okazji pierwszego dnia wiosny, papież Franciszek odwiedził Neapol. Wziął do ręki ampułkę z zakrzepłą krwią świętego Januarego, a ta w połowie przeszła w stan ciekły. Miejscowy biskup powiedział, że święty January musi kochać papieża Franciszka, skoro krew już w połowie się rozpuściła. Na co papież odpowiedział, iż musi się jeszcze bardziej nawracać, skoro krew w połowie pozostaje jeszcze zakrzepła.
To mówienie o nawróceniu wydało mi się dziwnie znajome. I wcale nie przez jakieś skłonności do pesymizmu. Zacząłem przeszukiwać zakamarki pamięci. Trwało to dość długo. Przewędrowałem pół świata, od Ewangelii do dokumentu z Aparecidy. Aż po kilku tygodniach - tak, tyle to trwało - uderzyłem się w czoło, na znak doznanego olśnienia: Skoczów!
Co ma Skoczów do Neapolu? To poste: łączy je krew męczenników. Neapol ma swojego świętego Januarego, a Skoczów - Jana Sarkandra. Obaj zginęli z katowskiej ręki. I na tym podobieństwa niemal się kończą. January zginął na początku IV wieku w Puteoli, Sarkander trzynaście wieków później w Ołomuńcu. January jest dość powszechne znany na świecie dzięki przechowywanej w szklanym naczyńku krwi, która nieraz nawet kilka razy w roku budzi się do życia i ze stanu stałego, czyli ze skrzepu, przechodzi w stan płynny. W przypadku Jana Sarkandra tego rodzaju widowisk nie zaobserwowano, ale i tak go kochamy, bo jest nasz.
Związki są też papieskie: w Neapolu gościł w marcu papież Franciszek. A w Skoczowie - dwadzieścia lat temu - cieszyliśmy się Janem Pawłem. I tu sięgamy sedna sprawy: co Jan Paweł II powiedział w Skoczowie? Jasne, wszyscy pamiętamy: wołał o ludzi sumienia. Ale co to konkretnie znaczy?
- To znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków, ciągle na nowo się nawracać - tak dokładnie powiedział święty papież.
Bingo! Zastanawiam się tylko, czy papież Franciszek powtarza za Janem Pawłem, niczym naśladowca, jak uczeń za mistrzem, jeśli wolno użyć takiego porównania, czy też kwestia nawrócenia od początku świata wciąż pozostaje tak niezmiennie aktualna, że się nawet w tej sprawie krew świętych burzy.
Właśnie mija dwudziesta rocznica wizyty Jana Pawła na Podbeskidziu. Pojeżdżę sobie po Mszach i nabożeństwach - myślałem. Nasłucham się wspomnieć, referatów i wykładów - myślałem. Zdjęć sobie natrzaskam, notatek narobię - myślałem. A tu się nawracać trzeba. I kiedy dobrze się zastanowić, to faktycznie jest z czego. Jak zawsze, zresztą.