W Wielki Piątek adoracji krzyża w żywieckiej konkatedrze przewodniczył biskup Roman Pindel. Wraz z kapłanami i licznie zgromadzonymi wiernymi wysłuchał opisu Męki Pańskiej z Ewangelii św. Jana.
- Zobaczmy krzyż i Tego, który jest ukrzyżowany - apelował w homilii bp Pindel, podkreślając, że Jezusa nie wolno oddzielać od krzyża, ani też krzyża od Jezusa.
- Herezją, błędnym zrozumieniem krzyża i Ukrzyżowanego, jest przyjęcie samego Jezusa, bez Jego cierpienia, bez Jego krzyża. Są ludzie, którzy czytają Ewangelię i nie czytają Pasji. Tacy ludzie kształtują swoje wyobrażenie o Jezusie jako działaczu, aktywiście, rewolucjoniście, dobrym człowieku, niezwykłym nauczycielu - i przerywają czytać Ewangelię w momencie, kiedy się zaczyna Pasja, bo to nie pasuje do ich wyobrażenia, do tego, kim dla nich jest Jezus Chrystus. Pewnie towarzyszy temu jakaś filozofia życiowa, w której człowiek wzdraga się przed cierpieniem - mówił biskup ordynariusz. - Taki człowiek chce widzieć samego Jezusa: z tłumami, uśmiechniętego, zadowolonego, panującego nad wszystkim.
Jak przestrzegał, człowiek, który mówi: "Po co mi Zbawiciel ukrzyżowany, po co mi ktoś, kto bierze moje grzechy? Nie potrzebuję wybawienia, nie chcę, by ktoś za mnie cierpiał", również we własnym życiu nie potrafi przyjąć trudnych doświadczeń, kiedy pojawia się choroba, jakieś poważne cierpienie czy ograniczenie. Wtedy woli śmierć, ucieczkę.
- Jest też druga herezja, kiedy ktoś chciałby przyjąć sam krzyż: narzędzie męki, cierpienia, poniżenia, śmierci - bez Pana Jezusa, bez tego człowieka i Syna Bożego, który właśnie na krzyżu umarł. To ogromne przeoczenie, bo krzyż Tego, w którego wierzymy, krzyż, który chcemy dziś adorować, ma sens, głęboki, pełny i jedyny sens tylko wtedy, kiedy jest na nim Chrystus; kiedy był przynajmniej przez godziny męki, konania, śmierci... Nie da się inaczej przyjąć, że zostałem odkupiony, pojednany z Bogiem, uwolniony od grzechu, z zapewnieniem, że będę żył na wieki - bez tego połączenia: Chrystus na krzyżu. Przecież sam krzyż jest tylko i wyłącznie szubienicą, narzędziem, na którym umierali najpoważniejsi przestępcy - kontynuował kaznodzieja.
Straszliwa herezja życia może się przejawić w próbie życia, w którym nie ma Jezusa Zbawiciela, a jest przyjmowanie z boleścią, przekleństwem, z buntem, tego, co spada nas: choroba, trud, cierpienie. Bez odniesienia do Tego, który na krzyżu cierpiał i umarł, abyśmy mogli być wyzwoleni – podkreślił. - To taka herezja, jakby nie było wybawienia od śmierci, jakby była beznadzieja; jakby człowiek miał uratować się przez to, że ucieknie od śmierci, bo sam ją sobie zada. Widzi się tylko zło. Winnymi czyni się innych ludzi, czasami tylko siebie. Czasami winnym czyni się Boga albo też nie widzi się żadnego wyjścia
- Krzyż łącznie z osobą Jezusa Chrystusa staje się znakiem miłości Boga, odkupienia człowieka i pochylenia się nad człowiekiem - tłumaczył zgromadzonym w konkatedrze wiernym bp Roman Pindel i zachęcał: - Podchodząc do krzyża zobaczmy Chrystusa i to narzędzie, przez które stało się nam zbawienie. Dostrzeżmy w tym cenę, wartość naszego zbawienia, ale także naszą wartość w oczach Boga, który daje nam taki sposób zbawienia. Podchodźmy do ucałowania przejęci, że oto zbliżamy się tak bardzo blisko do mojego Zbawiciela i do tego znaku największej miłości.