... całun z kijem do miotły.
To było wyjątkowe spotkanie. W hali rozjaśnianej przeszklonym sufitem na bok przesunięto warsztatowe stanowiska do montażu szczotek. Pod dłuższą ścianą stanęły trzy stalowe półki, zazwyczaj służące do ekspozycji wytwarzanych tutaj pędzli i mioteł. Wokół łukiem rozstawiono drewniane ławki, jasno bejcowane.
Z pomocą dwóch panów w popielato-czerwonych drelichach wytaszczyłem z auta wypożyczoną od rychwałdzkich franciszkanów kopię Całunu Turyńskiego. Sprawnie zmontowaliśmy we trzech długie na ponad cztery metry płótno w aluminiowej ramie i ustawiliśmy na półkach do ekspozycji. Ławki zapełniły się pracownikami, którzy w tym dniu skończyli już pracę. - Mamy teraz zastój w zamówieniach - wyjaśnił pan prezes, organizując spotkanie z troską o duchowość załogi. - Jak zwykle o tej porze roku.
Rozumiem. Ludzie jeszcze nie zakopali toporów wojennych przeciw zimie, które mają kształt pomarańczowej łopaty z plastiku. Na pędzle i miotły dopiero przyjdzie czas.
Wypożyczywszy ze wzorcowni rękojeść do jakiejś szczotki, z jej pomocą wziąłem się za objaśnianie dramatycznej historii płótna oraz śladów, jakie na sobie nosi. Powoli, systematycznie odkrywaliśmy wspólnie z blisko setką panów i pań tajniki Męki Pańskiej. Na koniec podszedł do mnie jeden ze słuchaczy. - Przeczytałem wszystko, co w internecie można znaleźć na temat całunu - powiedział mi na boku. - Ale dopiero po tym potkaniu uwierzyłem w jego autentyczność.
Zdziwiłem się strasznie. Bo wcale nie miałem zamiaru nikogo przekonywać. Podzieliłem się tylko tym, co sam w tym płótnie widzę, zresztą też sporo na jego temat wcześniej się naczytawszy. Ale tak to już jest: człowiek myśli, Pan Bóg kryśli - jak mówią w górach.
Tak samo jest - mam nadzieję - ze znakami Światowych Dni Młodzieży, które obwożone są po parafiach Podbeskidzia. Podobna jest ich rola: wzbudzić wiarę. Organizatorzy myślą po swojemu: żeby jak najwięcej ludzi przyszło. W programach opisujących wizytę krzyża i Maryjnej ikony jest mowa o czuwaniach i adoracji. Ale przecież nie dla czci i kultu obwozi się monumentalny krucyfiks i przyciężki malunek, ale by wzbudziły wiarę, właśnie. I mam nadzieję, że dobrze spełnią to zadanie Znaków Czasu. Wystarczy, że za tydzień znajdzie się choć jeden człowiek, który powie: - Przeczytałem wszystko, co w internecie można znaleźć na temat Światowych Dni Młodzieży. Ale dopiero po tym spotkani uwierzyłem w ich autentyczność: że mają sens, że dojdą do skutku, że trzeba się w nie zaangażować, że muszę je omodlić, że prowadzą na spotkanie z Tym, którego oznaczają.