W piątek 27 marca wieczorem Ekstremalne Drogi Krzyżowe wyruszą z Bielska-Białej, Andrychowa, Oświęcimia i Puńcowa. Na trasę najtrudniejszej w skali kraju - bielskiej Drogi św. Andrzeja Boboli - zapisały się 134 osoby w wieku od 18 do 63 lat.
Dla wytrawnych piechurów
Bielska trasa jest długa, wyczerpująca i - jak mówią ci, którzy wraz z bratem Mirkiem już ją treningowo pokonali - wymaga znakomitego przygotowania fizycznego, zdrowia, dobrej wydolności organizmu przy ok. 15 godzinach (i więcej) marszu w terenie górskim, często w wietrze, chłodzie i śniegu.
- To trasa przeznaczona dla wytrawnych piechurów, osób o dobrej kondycji, dużej wytrzymałości i sile fizycznej, ćwiczących co najmniej kilka godzin w tygodniu (bieganie, jazda na rowerze itp.) i mających doświadczenie w długich pieszych wędrówkach w górach - podkreśla brat Mirek. - Jeżeli ktoś nie przeszedł nigdy powyżej 20 km w górach, nie uprawia żadnego sportu, nie ćwiczy, prowadzi siedzący tryb życia - nie powinien się wybierać na EDK w Bielsku-Białej. Trzeba zabrać wiele płynów (kilka termosów ciepłej herbaty), słodycze i kanapki.
Duży wpływ na to, czy da się ją pokonać w 11, 12 czy też 20 godzin, będzie miała pogoda. - Podczas pierwszej EDK przeżywaliśmy straszną zamieć, wiele osób musiało zrezygnować z ukończenia trasy. Za drugim razem pogodę mieliśmy piękną - minus jeden, dwa stopnie, pełnia księżyca, piękne widoki - wspomina brat Mirek. - Z sanktuarium na Górce w Szczyrku patrzyliśmy, jak ze Skrzycznego schodził świecący zygzak osób, które z latarkami szły do Szczyrku.
Wyobraźmy sobie, że zaczynamy trasę w ulewnym deszczu, do tego przychodzi silny wiatr. Jeśli nie mamy odpowiedniego ubrania, będzie nam naprawdę ciężko. Nie wiemy, ile pozostałości po zimie będzie jeszcze w górach. Długoterminowa pogoda przewiduje na tę noc w górach plus pięć stopni. Jeśli teren nie będzie przymarznięty, piechurów czeka wędrówka po mokrych szlakach. Muszą mieć na pewno odpowiednie ubranie: kurtkę, rękawiczki, czapkę. Oczywiście latarkę i zapas baterii.
Pasterz przeszedł, owce też mogą
- Tak po ludzku patrząc, samo przejście tej trasy jest bez sensu. Jeśli nie będzie tego aspektu duchowego, tego milczenia po drodze, ciszy, skupienia, walki ze swoimi słabościami od stacji do stacji, ofiarowania tego Jezusowi w jakiejś intencji, to nie będzie miało żadnego sensu - podkreśla brat Mirek. - To naprawdę trudna wędrówka, którą powinniśmy przejść. Nie szybko przebiec, ale przejść. Swoją EDK z Krakowa przeszedł już 8 marca wraz z innymi "ekstremalnym księżmi" abp Celestino Migliore, nuncjusz apostolski w Polsce. Jeśli pasterz przeszedł, to tym bardziej owce mogą przejść.
- W zeszłym roku jedna pani zakończyła swoją trasę na Klimczoku. Nie była w stanie iść dalej - wspomina brat Mirek. - Powiedziałem jej, że nie ma sobie czego zarzucać. Już "zaliczyła" swoją Ekstremalną Drogę Krzyżową. Najważniejsze, że wyszła z ciepłych kapci, z domu, i poniosła swoją ofiarę - bo to najważniejsze decyzje na EDK. Intencja wpływa na nasze ciało. To, co jest w nas, odgrywa największą rolę. Wyruszasz i idziesz krok po kroku. Ważne, by się nie odwracać, by się nie stać słupem soli. Iść do przodu, czytając przygotowane rozważania, które naprawdę pomagają w pokonywaniu trudności.
Na razie do udziału w Drodze św. Andrzeja Boboli zgłosiło się 35 osób w bardzo różnym wielu - od 19 do ponad 60 lat.
- Zaznaczamy, że EDK to nie pielgrzymka - podkreśla brat Mirek. - Nie idziemy grupą z jednym przewodnikiem. Każdy idzie swoim tempem, indywidualnie.