Bałem się, że Rok Życia Konsekrowanego będzie nijaki.
Rozmawiało trzech diabłów o tym, jak dziś kusić ludzi do grzechu.
- Wmówimy im, że nie ma Boga - zaproponował pierwszy.
- Aleś ty głupi... - machnął kopytem drugi. - Nawet ateiści szerzą wiarę w Niego, skoro im krzyż w miejscu publicznym przeszkadza. To nie zadziała. Ja proponuję przekonać ludzi, że nie ma grzechu i wszystko im wolno!
Nastała cisza. Wyglądało na to, że pomysł drugiego diabła jest optymalny. Aż odezwał się trzeci.
- Na pokusę patrzycie tradycyjnie. Zostawmy na boku sprawę Boga i grzechu. To już było. Ja proponuję rozwiązanie nowoczesne: przekonajmy ludzi, że nie musi im na niczym zależeć.
Bałem się, że Rok Życia Konsekrowanego będzie nijaki. Że wszyscy ludzie w habitach, z którymi o tym rozmawiałem, w zasadzie się cieszą, ale w gruncie rzeczy wcale im na tym nie zależy. Pytałem, jak mają zamiar obejść ten czas.
- Będziemy mówić kazania o naszym założycielu i charyzmacie.
Zrobiło mi się mdło. Ale tak bardzo mocno, w imieniu własnym i przyszłych słuchaczy.
- Zaprezentujemy się w mediach. Może jakieś artykuły, audycje o nas?
Zabrzmiało to już trochę lepiej, ale wciąż mało przekonująco.
- Zorganizujemy pielgrzymkę, zaznaczymy naszą obecność podczas uroczystości diecezjalnych...
Odniosłem wrażenie, że każda kolejna propozycja oddala ludzi w habitach od kontaktu z żywym człowiekiem i służy wzbudzeniu chłodnego podziwu, który brzemienny jest obojętnością. A tymczasem przydałoby się jakieś trzęsienie ziemi, żeby rozpalić zainteresowanie życiem zakonnym i wzbudzić nowe powołania.
I doczekałem się. Nie za sprawą miejscowych zakonników i zakonnic, ale samego papieża Franciszka, który zgodził się beatyfikować naszego franciszkanina, górala z Łękawicy, ojca Michała Tomaszka. Nic lepszego nie musi się wydarzyć w Roku Życia Konsekrowanego, niż pokazanie światu, że habit jest oznaką stylu życia, który prowadzi do nieba.
Do pewnego proboszcza przyszedł dziwny jegomość.
- Księże proboszczu - położył na stole gruby, gęsto zapisany zeszyt - dokonałem tutaj oto kompilacji wszystkich religii. Myślę, że dzięki temu ludzkość może poznać prawdę o Bogu i zbawieniu. Mam tylko jeden problem. Nie wiem, co zrobić, żeby moje przemyślenia dotarły do wszystkich ludzi.
- Najlepiej, jeśli w obronie swoich przekonań pozwoli się pan ukrzyżować - odpowiedział spokojnie ksiądz proboszcz.
Gdyby ojciec Michał wciąż żył, co kilka lat przyjechałby na urlop w swoje rodzinne strony i paru pobożnym staruszkom opowiedziałby o tym, jak tam w Ameryce Południowej jest gorąco, jakie biedne są dzieci, ile robactwa trzeba wytłuc, nim człowiek położy się spać i że do tego potrzebne są pieniądze, więc prosi o ofiarę - normalnie, jak na misjach. Ale ponieważ dał się zabić, całemu Kościołowi, wszystkim wiernym, daje wciąż nieodparte świadectwo, że warto głosić Ewangelię. I że Rok Życia Konsekrowanego - to w gruncie rzeczy nic innego, jak szkoła fajnego umierania - takiego, jakie kończy się niebem.
Przeczytaj także "Przed beatyfikacją o. Tomaszka z Łękawicy".