Kontakty międzyreligijne są czasami jak tęsknota za sprzedanymi krowami.
Mamy za sobą Dzień Judaizmu. Było miło: najpierw z uśmiechem, choć nieco powściągliwe powitania, potem wspólna modlitwa i razem przeczytany kawałek Biblii.
Bardzo mi się to wszystko podobało. Ożyły wspomnienia z dzieciństwa, opowiadania dziadka o Dawidzie Salpeterze, który był jego wspólnikiem w przedwojennych interesach, i o Józefie Egipskim. Niemcy rozstrzelali Salpetera na ulicy, pod oknami własnego domu, na oczach mojego dziadka, które zachodziły łzami, ile razy o tym opowiadał. Bracia sprzedali Józefa w niewolę, a kiedy po latach przyszli do niego w czas głodu po chleb, w końcu dał im się rozpoznać, mówiąc: to ja, brat wasz, Józef.
Tak samo przywitał na audiencji grupę Żydów w październiku 1960 roku święty papież Jan XIII, wcześniej Giuseppe - Józef - Roncalli: to ja, brat wasz, Józef. Taki był początek dialogu chrześcijan i Żydów przełomu tysiącleci.
Lubię te wszystkie historie, fascynuje mnie żydowska pobożność, wizja świata na wskroś przenikniętego Bogiem. Nawet teraz, przy okazji Dnia Judaizmu, tych wszystkich spotkań, modlitw, przemówień, powitań i uśmiechów, już prawie pomyślałem sobie: Boże, jak fajnie byłoby być jednym z nich... Prawie, bo przypomniała mi się Jezusowa przypowieść o człowieku, który znalazł skarb ukryty w roli, sprzedał wszystko, co miał, rolę tę nabył i odtąd cieszył się skarbem. Wszystko, co miał - krowy, woły, osły, dom, całą majętność. To jest symbol dziedzictwa, dorobku, historii Żydów. A skarbem ukrytym w roli jest Chrystus. Oni tego skarbu jeszcze nie znaleźli, choć słyszeli o nim. Więc pomyślałem sobie: jest co podziwiać, ale nie ma czego żałować. Bo to tak, jakbym ja sam sprzedał te wszystkie krowy, woły, osły, dom, całą majętność, nabył rolę ze skarbem, a potem mając ten skarb, jeszcze chodził do tego, który to wszystko ode mnie kupił i tęsknił za tym, co sprzedałem. Więc podziwiam i szanuję. Ale - myślę sobie - nie ma czego żałować. Skarb jest najważniejszy.