Ważne, by było warto.
Jedzie trzech panów w jednym przedziale Pendolino. - Ech... - wzdycha pierwszy.
- Oj... - kręci głową drugi.
- Panowie - odzywa się na to trzeci - ja bardzo proszę, przestańcie rozmawiać o polityce.
- Ech... - westchnął zaprzyjaźniony ksiądz proboszcz, kiedy spotkaliśmy się zaraz na początku roku.
- Co jegomość tak o polityce zaraz z rana? - spytałem z uśmiechem, bo mi się ten kolejowy szmonces przypomniał.
- Nie o polityce, raczej o statystyce.
I ksiądz proboszcz wyjaśnił, że dopiero dzień wcześniej, w sylwestra, przygotowując roczne sprawozdanie duszpasterskie uświadomił sobie, że w minionym roku zdecydowana większość ochrzczonych dzieci pochodziła ze związków niesakramentalnych. - To są osoby, które nie żyją w związkach cywilnych, nie mają żadnych przeszkód do zawarcia małżeństwa kościelnego! - oburzył się jegomość. - To jest moja porażka duszpasterska.
Kiedyś mówiło się, że gospodarka socjalistyczna ma tylko czterech głównych wrogów: wiosnę, lato, jesień i zimę. Ćwierć wieku temu system pogrążył się w niebycie, ale zaraza myślenia pozostała. Wciąż żyjemy w szczególnych, wyjątkowych, trudnych, stawiających wyzwania, a nawet pełnych zagrożeń i niebezpieczeństw czasach. I można rzecz odpędzać dobrym humorem, ale sprawa jest rzeczywiście poważna i to nie tylko w wymiarze ogólnoświatowym, ale również bardzo lokalnym.
- Myśmy to już przerabiali - powiedział mi kiedyś pochodzący z Podbeskidzia ksiądz, który od lat pracuje we Włoszech. - To efekt dobrobytu. Kiedy ludzi stać na jedzenie, ubranie, samochód i wczasy, zaczyna się obojętność na sprawy wiary. Pokolenie dobrobytu przestaje zawierać małżeństwa kościelne. Następne pokolenie, wyrosłe z małżeństw niesakramentalnych już nawet nie przyjdzie do kościoła ochrzcić dzieci.
Podczas noworocznego spotkania ze słuchaczami radia diecezjalnego bp Roman Pindel powiedział, że szczególnym rysem pobożności i kultury Polski południowej jest przywiązanie do tradycji rodzinnych i szacunek dla nich. Co nie zmienia faktu, że wróg stoi u bram. Ale mamy broń w ręku. W każdej parafii księża rozdali wiernym obrazki z ikoną Świętej Rodziny i modlitwą za synod i rodzinę, którą też odmawiają po każdej Mszy św.
Ja bym do tej modlitwy dodał jeszcze myśl taką jedną, pozłoconą:
Drodzy konkubenci, wiem, że macie sto tysięcy powodów, by nie stanąć, przynajmniej na razie, przed ołtarzem. Znajdźcie w sobie odwagę, by powiedzieć: to nic, że trudno. Grunt, że warto! Warto żyć dla Miłości. Ale nie tylko dla siebie. Choć trudno.