– Watykańczycy dali nam znak – podchodźcie. Ale my na Placu św. Piotra staliśmy za barierką! Nim ją obejdziemy, ojciec święty będzie już daleko! – wspomina wiosnę 1975 roku ks. Eugeniusz Nycz. – No to my hop w sutannach przez barierkę, z kamieniem węgielnym w ręku, i już byliśmy przy papieżu...
To spotkanie tak się wryło w pamięć, że przypomina mi się bardzo wiele szczegółów. To było coś, co dzisiaj trudno sobie wyobrazić – kontynuuje ks. Eugeniusz Nycz, proboszcz parafii Narodzenia NMP w Porąbce koło Kęt. – Wtedy dostać się do Rzymu to była rzadkość. A do papieża... to już zupełnie!
Kamień, wizy, dewizy…
Jest rok 1972. Ksiądz Eugeniusz Nycz, wyświęcony w 1967 r. przez kard. Karola Wojtyłę, pracuje w Nowej Hucie-Mistrzejowicach przy boku starszego kolegi ks. Józefa Kurzei – dziś sługi Bożego. Od 1970 r. ks. Kurzeja, jako wikariusz parafii Raciborowice koło Nowej Huty, prowadzi nielegalną pracę duszpasterską w zbudowanym przez siebie baraku, zwanym „zieloną budką”. Obaj marzą o kościele. Pierwszy sygnał zgody ze strony władz na budowę punktu katechetycznego przychodzi w 1973 roku.
– Ksiądz Józef chciał, żeby kamieniem węgielnym kościoła w Mistrzejowicach były ziemie z różnych miejsc męczeństwa ludzkości. A chyba kardynał podsunął myśl, żeby tym głównym był kamień z fundamentów watykańskiej bazyliki św. Piotra. Ruszyły przygotowania do pielgrzymki, a właściwie wycieczki do Rzymu. Starania o paszporty, wizy, dewizy. Ks. Kurzeja – ostro sprzeciwiający się władzom Polski Ludowej – nie dostał paszportu. Dostał go młody ks. Eugeniusz.
List do bp. Deskura
– Ksiądz kardynał przekazał mi list do swojego przyjaciela bp. Andrzeja Deskura, który od wielu lat mieszkał na Watykanie. Prosił biskupa, by był moim pośrednikiem w staraniach o kamień i ewentualną audiencję u papieża Pawła VI – mówi ks. Nycz. Samolot do Jugosławii i dalej podróż autokarem z tamtejszym biurem podróży do Rzymu. A na miejscu wycieczka-pielgrzymka z Krakowa musiała przekonać kierowcę, zatwardziałego komunistę, że zmieniają plan zwiedzania. Bo jak to: być w Rzymie i papieża nie zobaczyć? – Biskup Deskur gorąco nas zachęcał, żebyśmy na audiencji byli, bo dawno nie było już żadnej wzmianki o Polakach – wspomina ks. Nycz. On sam miał jeszcze swoją misję do spełnienia. Dzięki bp. Deskurowi dotarł do kardynała opiekującego się bazyliką św. Piotra i błyskawicznie miał w rękach kasetę z opieczętowanym kamieniem z fundamentów bazyliki. – Był jeszcze jeden problem. Nie miałem sutanny. A jak to tak na audiencji bez sutanny? – mówi ks. Nycz. – Biskup zmierzył mnie wzrokiem i wysłał do studiującego w Rzymie ks. Stanisława Słabonia. To on mi pożyczył swoją sutannę i był moim przewodnikiem i tłumaczem.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się