Wnuk powstańców śląskich zbudował papieżowi pomnik.
Pięć lat później Jerzy Stolorz znów przemierzał Podhale na motocyklu. Na siodełku pasażera siedziała piękna dziewczyna.
- To moja narzeczona, Basia - przedstawił ją biskupowi Wojtyle, którego spotkali w Dębnie Podhalańskim, jak jechał bryczką. Metropolita pobłogosławił nam na dalszą drogę - motocyklową i małżeńską też.
W 1972 roku państw Solorzowie, już po ślubie, spotkali kardynała Wojtyłę w Dolinie Chochołowskiej. Znów była chwila rozmowy, uścisk dłoni i błogosławieństwo. A sześć lat później w ostatnią niedzielę maja w Piekarach Śląskich Jerzy Stolorz na pielgrzymce mężczyzn stał z synem Markiem przed samym ołtarzem.
Kiedy kardynał Wojtyła zaczął przemawiać, chłopiec wpatrzony w postać na ambonie jął naśladować, prawie przedrzeźniać charakterystyczne gesty mówcy, zabawnie, jak to dziecko. Jerzy próbował go uspokoić. Daremne wysiłki dostrzegł z wysokości ambony biskup krakowski. Gestem dał znak, żeby chłopcu nie zabraniał. Pięć miesięcy po tym spotkaniu kardynał Wojtyła został wybrany na Stolicę Piotrową.
Ostatnie spotkanie miało miejsce w Watykanie, w 1996 roku, podczas audiencji ogólnej. Jerzy Stolorz dopchał się do papieża. Powiedział, jak zawsze, górnicze, śląskie „Szczęść Boże!”. Znów ścisnęli sobie dłonie.
Wnuk Jana Stolorza, który wraz ze swoim bratem Klemensem, organizował I powstanie śląskie, zbudował pomnik papieżowi.
- Bo to jedyny święty, któremu miałem okazję uścisnąć dłoń - tłumaczy. Nie ma już żony Barbary. Pan powołał ją do siebie wiosną tego roku, w tym czasie, kiedy Kościół szykował się do papieskiej kanonizacji.
Ale jest obraz z sali kominkowej, grota i wizerunek papieża: widoczne ślady historii ludzi, których drogi skrzyżowała ze sobą Boża Opatrzność.