Szli trasą, która nigdy nie przechodzi żadna procesja, gdzie nie odbywa się żadne tzw. nabożeństwo plenerowe. Chcieli i tam dać świadectwo, że żyją podobnymi problemami jak mieszkańcy tych bloków i zachęcić ich, by dołączyli do maszerujących.
"Janie Pawle II patronie rodziny, ucz pięknej miłości chłopców i dziewczyny!" wołali uczestnicy trzeciego oświęcimskiego Marszu dla Życia i Rodziny przechodząc 3-kilometrową trasę z kościoła św. Maksymiliana, przez Osiedle Chemików na boisko Zakładu Salezjańskiego. Razem z rodzinami, młodzieżą, wszystkim, którym wartości rodziny i życia - od poczęcia do naturalnej śmierci - są bliskie, szli także księża i siostry zakonne. Całą trasę przeszedł z nimi ramię w ramię także biskup Piotr Greger.
Wszystkich poprowadziła orkiestra dęta Kopalni "Brzeszcze" i mażoretki z Polanki Wielkiej. Nad bezpieczeństwem zaś czuwali ratownicy z oświęcimskiego oddziału Maltańskiej Służby Medycznej.
Rodziny z całej diecezji na ulicach Oświęcimia
Urszula Rogólska /GN
Maszerujący nieśli ze sobą kolorowe balony, flagi narodowe i papieskie. Wyznawali swoje uczucia najbliższym gromko śpiewając: "Kocham Cię mamo/tato/siostro/bracie - całym sercem swym!!!". Na licznych na trasie zakrętach między blokami, raz po raz koniec kolumny pozdrawiał początek "fala meksykańską" - unosząc ręce z balonami.
Nad rzeszą prawie tysiąca osób, ojcowie i mężowie nieśli transparenty z hasłami: "Życie chronisz, świat obronisz", "Każdą godzinę inwestuj w rodzinę", "Dzieci skarbem, a nie garbem", "W rodzinie smutek ginie", "Poznaj dziewczynę załóż rodzinę", "Kto w rodzinie, ten nie zginie" "Każde dziecko jak świat światem, chce mieć mamę oraz tatę" i wiele innych. A niektórzy z humorem dopisywali swoje - być może po konferencji Tomasza Terlikowskiego, który przed marszem zapraszał małżeństwa do otwarcia się na dar życia: "Mama, tata, ja chce brata!!!".
Domowy Kościoł, Neokatechumenat, harcerze i wielu innych - razem
Urszula Rogólska /GN
Nikomu nie przeszkadzał skwar, w jakim maszerowali (orzeźwienie, jaki przyniósł ulewny deszcz, który spadł zaraz po Mszy św., było chwilowe). I z e słońcem dotarli na boisko u salezjanów, gdzie rozpoczął się Piknik Rodzinny. Wszystkim uczestnikom organizatorzy zagwarantowali wodę, a dobroczyńcy marszu częstowali słodkimi batonami.
Na trasie o swoich wspólnotach opowiadali m.in. małżonkowie i rodzice ze wspólnot Domowego Kościoła i Neokatechumenatu, a także Skauci Europy - Stowarzyszenie Harcerstwa Katolickiego "Zawisza".
Przeszli drogami Oświecimia - przede wszystkim tymi osiedlowymi
Urszula Rogólska /GN
- Może niektórzy zastanawiali się, czemu idziemy taką trasą - pomiędzy blokami, skwerami. trasą pełną zakrętów. Taki przebieg trasy był celowy - mówią Maria i Jan Plewowie, współorganizatorzy marszu z Domowego Kościoła. - To teren, gdzie nigdy nie przechodzi żadna procesja, tu nie odbywa się żadne tzw. nabożeństwo plenerowe. Dlatego bardzo nam zależało, żeby i tam pójść - dać świadectwo, że jesteśmy rodzinami, żyjemy podobnymi problemami jak mieszkańcy tych bloków i zachęcić ich, by dołączyli do nas.
Wszystkie pokolenia - ramię w ramię
Urszula Rogólska /GN
- Na pewnym odcinku szliśmy remontowaną ulicą - w kałużach, po rozkopanej przez maszyny drogowe nawierzchni. I to też nieraz obraz tego, co przeżywają nasze rodziny - dodaje Dorota Kinalczyk z grona inicjatorów i organizatorów marszu. Czasem idziemy w trudzie, po krętych, zawiłych drogach. Nierzadko tego rodzaju trudy, to nie nasz wybór, ale rzeczywistość od nas niezależna. Ufam jednak, że kiedy idziemy razem jako rodzina z Panem Bogiem - z wiarą i wytrwałością - zawsze wychodzimy na prostą.