EDK czyli Bóg, góry i ja przejdź do galerii

47 kilometrów trasy, 2 tysiące metrów różnicy przewyższeń i 14 stacji Drogi Krzyżowej: w nocy z piątku na sobotę (11/12 kwietnia) dwudziestoosobowa grupa pątników odprawiła Ekstremalną Drogę Krzyżową w Beskidach. Nabożeństwo uchodzi za jedno z najtrudniejszych w ramach akcji EDK w Polsce.

W górę strumienia
Odcinek spod Białego Krzyża na Malinowską skałę przyniósł niespodziewane trudności. Rok temu mocno tutaj zawiewało śniegiem, który regularną warstwą pokrywał szlak. Tym razem, było znacznie cieplej i niemal bezwietrznie, za to po ścieżce płynął sobie beztroski strumyk. Droga Krzyżowa stała się slalomem, przeskakiwaniem z kępy na kępę, z kamienia na kamień, żeby nie przemoczyć butów. Kolejne stacje na Malinowskiej Skale i Małym Skrzycznem przybliżały wędrowców do tajemnicy Golgoty. Rozważanie ukrzyżowania Jezusa przypadło na Skrzyczne: cisza, przejrzyste powietrze i doskonały widok ze szczytu na Kotlinę Żywiecką, Bramę Wilkowicką, Bielsko-Białą i dalej na Śląsk. Wydawało się, że widać stąd cały świat, za który Jezus umarł na krzyżu.

Trochę bólu
Z czym kojarzymy najczęściej ból kolan? Z upadkiem? Z klęczeniem? Uczestnicy beskidzkiej EDK łączą go jeszcze z zejściem ze Skrzycznego do centrum Szczyrku. Niezwykła stromizna szlaku, ściąga człowieka w dół tak mocno, że łatwiej jest zbiec niż zejść. Już dobrze po północy po mieście kursowały tylko pojedyncze taksówki. Podczas kolejnej stacji, odprawionej przy kościele parafialnym, ulicą przemknęła karetka pogotowia, Boże, żeby to nie był ktoś z naszej Drogi. Dobry kilometr chodnikowego marszu wzdłuż Żylicy i ostatnie podejście pod sanktuarium na Górce a potem na Klimczok. Ostatnie, ale jakie? Na oko ma z 20-25 procent pochyłości. Jeżeli zejście ze Skrzycznego uświadamia, że człowiek ma kolana, to wspinaczka na Klimczok przypomina o czymś takim, jak ścięgno Achillesa. Przypomina ostro, boleśnie, nachalnie. W pewnym momencie wspinaczki na Klimczok, oglądając się za siebie, można było zobaczyć maleńkie światełka czołowych latarek kolejnych pątników, którzy podchodzili na Skrzyczne, albo właśnie spuszczali się stromizną w stronę uśpionego miasta. Góry tej nocy żyły modlitwą, doliny spały.

Słońce niezwyciężone
Została jeszcze jedna, ostatnia stacja przy grobie Jezusa, zaplanowana w pallotyńskim kościele św. Andrzeja Boboli. Szyndzielnia, dziewięć godzin wcześniej mijana o zmroku, tym razem wita śpiewem ptaków, budzących do życia nowy dzień. Niebo nad widocznym z dala masywem Magurki zaczyna płonąć, w pół drogi na Dębowiec już stoi w ogniu, przy Szpitalu Wojewódzkim nad górskim grzbietem stoi Słońce. Nabożeństwo zmierza do grobu Jezusa nie tylko, jako do kresu Drogi Krzyżowej, ale też - wzorem niewiast śpieszących o poranku z wonnościami, do grobu Zmartwychwstania, zwycięstwa Słońca Niezwyciężonego nad ciemnością śmierci. Uwieńczeniem całonocnej eskapady jest chwila adoracji w ciszy, w kaplicy kościoła pod Szyndzielnią. Pan Jezus wystawiony w monstrancji za chwilę uobecni swoją Mękę podczas pierwszej tego dnia Eucharystii.
 

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..