Czy ktoś z Twoich bliskich nie zasiądzie już z Tobą przy wigilijnym stole? Wspólna modlitwa koi ból i napawa nadzieją.
Od lat bielski kościół św. Jana Chrzciciela w wigilijne popołudnie wypełnia się tłumem wiernych. O piętnastej - w Godzinie Miłosierdzia - odprawia się tutaj Mszę św. za zmarłych w ostatnim roku. Nabożeństwo, transmitowane na żywo przez radio diecezjalne „Anioł Beskidów”, rozpoczyna odczytanie nazwisk tych, których po raz pierwszy zabraknie przy wigilijnym stole. Parafianie i słuchacze radia zgłaszają je niemal do ostatniej chwili.
W świątyni rzadko kiedy jest tak cicho. Większość wiernych nosi się na czarno. Na rękawach można dostrzec żałobne szarfy. Nikt nie wstydzi się łez. Może zabrakło ich na pogrzebie. Tyle spraw było wtedy na głowie: załatwienia w biurze cmentarza, w kancelarii parafialnej, w Urzędzie Stanu Cywilnego i w zakładzie pogrzebowym, klepsydry, powiadomienie rodziny, która mieszka daleko, zorganizowanie wieńców, trębacza, żeby zagrał „Barkę” i stypy. Potem ucieczka od prawdy, od bólu: w pracę, w zwykłe sprawy, między ludzi, żeby żałobę zamieść pod dywan.
Aż przychodzi Wigilia, wyjątkowy wieczór, jedyny, kiedy nie można już uciec przed prawdą. Nie da się przymknąć oczu, udawać, że nie ma tego krzesła, gdzie w zeszłym roku, jak zawsze, siedział ojciec, mąż, mam, babcia, żona, dziadek, ukochane dziecko.
Wigilijna Msza św. za zmarłych, których po raz pierwszy zabraknie przy wigilijnym stole od innych nabożeństw różni się także tym, że nikt nie wychodzi z kościoła zaraz po błogosławieństwie. A wszystko z powodu „Kolędy dla nieobecnych”.