Skoczek z Gilowic w żółtej koszulce lidera

Po znakomitym debiucie w w pierwszym konkursie skoków Pucharu Świata Krzysztof Biegun zdobył pozycji prowadzącego w klasyfikacji generalnej.

 Gilowiczanin i zawodnik "Sokoła" Szczyrk, tegoroczny absolwent Szkoły Mistrzostwa Sportowego Szczyrk-Buczkowice, w kolejnych zawodach będzie bronić żółtej koszulki lidera Pucharu Świata.

- To była niesamowita chwila - rozpromienia się Jarosław Konior, trener i dyrektor szczyrkowskiej SMS na samo wspomnienie tego pierwszego pucharowego skoku, którym debiutant Krzysiek Biegun wyprzedził wszystkich doświadczonych rywali. - Oczywiście kibicowała mu cała nasza szkoła, przecież do niedawna był jeszcze z nami. Zaraz zaczęły dzwonić telefony i wszyscy zastanawialiśmy się, co postanowią sędziowie, bo przecież sytuacja z powodu trudnych warunków pogodowych nie była pewna. Ale ostatecznie skoki uznano i nasz uczeń został historycznym następcą Adama Małysza - jako drugi Polak, który zdobył żółtą koszulkę prowadzącego w Pucharze Świata!

Nie mniejsza radość zapanowała w domu Henryka Pasko, prezesa Parafialnego Klubu Sportowego "Olimpijczyk" w Gilowicach, w którym do ukończenia szkoły podstawowej trenował Krzysztof Biegun. Pan Henryk wyjmuje stare zdjęcia sprzed kilku lat i wspomina początki sekcji skoczków narciarskich i to, jak budował dla nich skocznię, żeby trenować mogli na miejscu. - A Krzysiek zawsze bardzo się starał. To ambitny zawodnik. Denerwował się tylko wtedy, kiedy coś mu nie wychodziło na treningu - mówi pan Henryk.

- Kibicowaliśmy Krzysiowi całą parafią: mieliśmy w niedzielę rekolekcje, a rekolekcjonista zachęcał dzieci, by namówiły tatusiów po przyjścia na naukę - i do śledzenia skoków Kamila Stocha. Od razu mu wytłumaczyliśmy, że my tu mamy swojego zawodnika - śmieje się ks. kan. Wacław Kozicki, proboszcz w Gilowicach. Ze szczegółami może relacjonować dramatyczny przebieg tego pierwszego konkursu, niepewność. - Ta radość, że sukces przypadł mu tak szybko jest tym większa, że Krzyś to naprawdę cichy i skromny młody człowiek.

Wybuchu radości nie było tylko w domu rodzinnym Biegunów, którzy przeżywali w tym samym czasie śmierć babci ze strony taty Krzysztofa. Sam skoczek prosto z Niemiec pojechał na pogrzeb babci. Radość z sukcesu mieszała się ze łzami. Po pożegnaniu babci wpadł na krótko do Gilowic - i trochę gasił euforię płynących gratulacji. - Chyba z tym wszystkim przesadzacie - mówił i ostrożnie wypowiadał się na temat ryzyka, z jakim wiążą się kolejne zawody w Kuusamo w Finlandii. - To bardzo trudna skocznia, z powodu wiejących tam silnych wiatrów. Nawet Adam Małysz, a także inni świetni zawodnicy mieli tam problemy, które później psuły ich formę na dłuższy czas. Zobaczymy, jak będzie dalej - mówił Krzysztof.

Jedno jest pewne: na pewno na belce przed jego skokiem zobaczymy dwukrotnie nakreślony znak krzyża. - Dlaczego? Bo tak robię przed każdym skokiem - od zawsze - mówi Krzysztof Biegun.

 

« 1 »