Górnicy, kierowcy, samorządowcy, znajomi i przyjaciele upamiętnili 30 osób, które zginęły w katastrofie autobusów górniczych w Żywcu-Oczkowie przed 35 laty. Wśród ofiar był Józef Adamek - ojciec boksera Tomasza.
Mieszkańcy Żywiecczyzny przy tablicy pamiątkowej w Oczkowie Tomasz Terteka
Wśród osób, które przybyły 15 listopada przed tablicę upamiętniającą ofiary katastrofy w Wilczym Jarze byli m.in. świadkowie tamtego tragicznego wydarzenia, przedstawiciele kopalni "Brzeszcze" i innych kopalń, PKS-u Żywiec, NSZZ "Solidarność", a także władze Żywca, powiatu żywieckiego, wójtowie Świnnej, Czernichowa. Razem zapalili znicze i złożyli kwiaty.
- 15 listopada 1978 r. tuż po godzinie 4:50 nad ranem dwa autobusy PKS-u wpadły w poślizg, po czym runęły z wysokości osiemnastu metrów z mostu w Wilczym Jarze wprost do Jeziora Żywieckiego - przypomina Tomasz Terteka rzecznik żywieckiego magistratu.
Śmierć poniosło trzydzieści osób, dziewięć udało się uratować. Autobusami podróżowali górnicy zmierzający do kopalni KWK "Brzeszcze", KWK "Mysłowice" oraz lędzińskiej KWK "Ziemowit". W jednym z autobusów jechała także Natalia Walaszek, żona górnika, który niewiele wcześniej zginął na kopalni.
Tablica w Wilczym Jarze upamiętnia tragiczne wydarzenie z 1978 r.
Tomasz Terteka
Miejsce, gdzie doszło do wypadku
Tomasz Terteka
Tragedię w Wilczym Jarze upamiętnia tablica, postawiona tuż przy moście. Alfabetyczną listę zabitych otwierają i zamykają kierowcy: prowadzący pierwszy autobus - Józef Adamek - ojciec znanego boksera Tomasza Adamka i drugi pojazd - Bolesław Zoń. Trzy najmłodsze ofiary miały po 18 lat, najstarsza - 48.