- Kościół otacza wysoki żywopłot, ale ten napis na murze: "Bóg jest Miłością" widać też z meczetu, który znajduje się naprzeciwko - mówi ks. Władysław Penkala, pochodzący z Andrychowa.
- Chciałem pracować w Maroku, wśród Arabów - otworzyć naszym braciom drogę - opowiada ks. Penkala. - W El-Jadidzie moja parafia to aż 27 narodowości! Mam pod opieką 72 studentów z czarnej Afryki. Ta czarna Afryka sprzed lat bardzo mi pomogła. Nie czuję lęków, jakie mogłyby tu towarzyszyć innym ludziom.
Zwykle w kościele mam około 12 osób. W niedziele - 60-70, a w święta - 120-130. W sumie w mieście mieszka około 40 tys. chrześcijan - katolików i protestantów, ale to królestwo muzułmańskie... Trzeba ich umiłować. Nie można osądzać, jacy są. Są wyznawcami uznanej religii. I wielbią Pana Boga na swój sposób.
67-letni ksiądz jest sam w parafii. Jak mówi, pracy mu nie brakuje: przygotowania do sakramentów, spotkania z grupami parafialnymi - a wśród nich są i Odnowa w Duchu Świętym, i 25-osobowy chór. - Wspaniały zespół! - nie kryje zachwytu. - Kiedy śpiewają, turyści z Kanady czy ze Stanów mówią: "Przyjedzcie do nas! Będziecie ożywiać nasz Kościół". Oni uwielbiają Pana Boga tak, jak jest napisane w Piśmie Świętym - śpiewem i tańcem. Nie ma smutku - przecież wyznajemy Jezusa, który zmartwychwstał i żyje! Nie może być tak, że człowiek przyjdzie do kościoła smutny i taki sam wychodzi. Mam taki zwyczaj, że nigdy nie wypuszczam ludzi z kościoła bez powiedzenia czegoś, co spowoduje, że się uśmiechną. Żeby wracali tu po radość prawdziwą.
Dziękuj, ojcze, Bogu
Czasem bliscy mówią ks. Władysławowi, żeby już wracał do kraju. - A ja im mówię: "A co jest napisane w Piśmie Świętym? Jak się raz chwycisz Pana, to się nie odwracaj!" - podkreśla. - Pojechałem do Afryki i od początku czułem się tam bardzo dobrze. Aż się zmartwiłem kiedyś - wszędzie mi było dobrze. Może ja coś źle robię? A wtedy jeden jezuicki generał mi powiedział: "Dziękuj, ojcze, Panu Bogu za tę łaskę...". Nigdy nie utraciłem tej radości głoszenia Dobrej Nowiny i za to też Bogu dziękuję.
Ks. Władysław mówi, że to dzięki rodzicom jest tym, kim jest. Wygląd ma po ojcu, ale charakter po mamie. - Jest uparta, wierna, nigdy się jej nie nudzi, zawsze ma coś do zrobienia - opowiada. - Pamiętam, że rodzice zawsze w domu śpiewali godzinki, Gorzkie Żale. W takiej atmosferze się wychowywaliśmy. Z powołaniem jest jak z roślinką - jeśli się ją posadzi i nie dba o nią, to się wykrzywi albo zginie. Mama potrafiła rozmiłować nasze serca w Panu Bogu. I to mi zostało do dziś... Codziennie się modlę do św. Teresy od Dzieciątka Jezus, żeby też rozmiłowała moich studentów w Panu Bogu i Kościele, żeby w nich to zostało na całe życie...