Podczas uroczystej Eucharystii w sanktuarium MB Kazimierzowskiej do przechowywanej w świątyni urny z ziemią z Kołymy trafiły grudki ziemi, przywiezione z kolejnych miejsc męczeństwa Polaków.
- Tu chcemy pamiętać o rodakach, którzy dla Polski oddali swe życie - mówił ks. kan. Franciszek Warzecha, kustosz sanktuarium.
- Na polskich sztandarach wypisano trzy słowa: Bóg, Honor i Ojczyzna. W tej urnie są prochy ogromnej rzeszy ludzi, może nawet milionów tych, którzy zostali wywiezieni z Polski i poza jej granicami oddali za nią życie. Oni mieli ją w sercach - przypominał w homilii ks. Zygmunt Mizia.
W procesji z darami przed ołtarz przyniesiona została ziemia z Kargpola, z Wysp Sołowieckich, z Siergiejewskiego Skita - przyczółku, gdzie zatopiono barkę z 2,5 tys. ludzi, z najcięższego obozu pracy z góry Siekierna, z monastyru, który był więzieniem w Sandarmochu i z Biełomorska - ostatniej śluzy kanału i spod pomnika ofiar budowy.
- Najpierw trafiła do urny ziemia z Kołymy, gdzie zginęło i ogromnie cierpiało tylu Polaków - wspomina Włodzimierz Lach, ratownik GOPR z Rajczy. To on postanowił im oddać hołd, dlatego w 2011 r. pojechał na motocyklu w samotny rajd aż na Kołymę. Jechał wiele tygodni, pokonując 28 tysięcy kilometrów. Wędrował śladami męczeństwa polskich zesłańców. Ziemię stamtąd przywiózł do rajczańskiego sanktuarium.
Droga samotnego rajdu prowadziła z Tunki do Magadanu, przez miejsca, gdzie w łagrach ginęli Polacy. - Tam warunki były najbardziej surowe. Ludzie trafiali tam na pewną śmierć z głodu, chłodu, wycieńczenia - pozbawieni jakichkolwiek praw. Zawiozłem na Kołymę ziemię z Polski, a stamtąd przywiozłem garść ziemi, by symbolicznie połączyć te miejsca i by oni tu mogli wrócić, przede wszystkim do naszej pamięci - mówił w ubiegłym roku, podczas uroczystości poświęcenia własnoręcznie wyrzeźbionego krzyża z wizerunkiem MB Katyńskiej i orłem, wyrywającym się z więzów oraz zarysem rąk związanych drutem kolczastym.
Na własnoręcznie wyrzeźbionym krzyżu wykonał otoki generalskie i napisy: Katyń, Sybir, Kresy, Golgota Wschodu.Każda z tysięcy maleńkich kropek na ramionach krzyża oznacza Polaka, który zginął na Golgocie Wschodu. - Ten krzyż i ziemia kołymska w rajczańskiej świątyni przypominają pielgrzymom o rodakach poległych na dalekiej Syberii - zaznaczał ks. kan. Warzecha.
Trzeba pamiętać!
Podczas Eucharystii sprawowanej z okazji Święta Niepodległości do urny trafiły kolejne grudki. - Przywiozłem je z kolejnej, tegorocznej wyprawy motocyklowej. W 2013 roku przejechałem do Kanału Biełomorskiego, szlakiem męczeństwa ludzi, którzy polegli przy jego budowie. To było 270 tysięcy osób! Byłem też w Aużyrze, w gułagu, gdzie trzymano żony ludzi zesłanych na Syberię. Kobiety, najczęściej dobrze wykształcone, pracowały tam na roli... Kiedy się idzie w takich miejscach wzdłuż ścian, na których wypisane są tysiące nazwisk ofiar, dociera do człowieka ogrom tragedii, jaka się wydarzyła, a o której my często nie wiemy, a nawet wiedząc - zapominamy. A ludzie ginęli tam w strasznych warunkach tylko dlatego, że byli Polakami, że chcieli być sobą. Tylu straciło życie wywiezieni w las i pozostawieni na 40-stopniowym mrozie. Nie mieli żadnych szans na przeżycie - mówi Włodzimierz Lach.
W przeddzień 11 listopada odbył się pierwszy publiczny pokaz filmu, jaki nakręcił podczas pierwszej wyprawy motocyklowej "Most Pamięci" i tego odcinka podróży, kiedy już samotnie jechał do Magadanu.
Wzruszenie widzów było ogromne... Nikt się nie dziwił, że pan Włodek odtąd co roku wyrusza z motocyklistami, którzy biorą udział w rajdzie katyńskim „Most Pamięci”. - Celem tych wypraw jest dotarcie do żywych i umarłych na Golgocie Wschodu. Są tam jeszcze ich dzieci. Mówią: - Moja Ojczyzna jest tam, gdzie moje serce. Moje serce jest w Polsce, a Polska jest w moim sercu. Kiedy słucha się takich słów, to największy twardziel ma ściśnięte gardło - opowiada Włodzimierz Lach.
- Planujemy teraz w Rajczy renowację krzyża nazywanego krzyżem bezimiennej mogiły. Chcemy na tym krzyżu umieścić kamienie, które przywiezione zostały znad Morza Ochockiego, z zatoki na Morzu Białym, gdzie zatopiono barkę, na której płynęło 2,5 tysiąca ludzi. To będą kamienie z miejsc, których udało mi się dotknąć podczas wypraw na Wschód, z miejsc, gdzie ginęli Polacy, a także ludzie różnych narodowości, którzy padli ofiarą egoizmu i bestialstwa innych - mówi Włodzimierz Lach, a jego samotny hołd dla Polaków poległych na Wschodzie zdobywa w Rajczy coraz szersze grono sprzymierzeńców...