Imieniny ulicy

W Poznaniu 11 listopada ulica Święty Marcin fetuje swoje święto. W Bielsku-Białej 11 listopada na ulicy 11 Listopada spotkałem tylko parę ćpunów.

Ks. Jacek M. Pędziwiatr

|

GOSC.PL

dodane 12.11.2013 00:29
0

Kilka dni wcześniej ulicami stolicy Podbeskidzia przeszedł tysięczny korowód. Była muzyka, jechał zabytkowy automobil, skandowano głośno. To były 50. urodziny Bolka i Lolka - kreskówki, na której wychowały dwa, może nawet trzy pokolenia rodaków. Wychowały się? Może tam i trochę dydaktyki było: żeby nie drażnić zwierząt, żeby zbierać po sobie śmierci w lesie i żeby przyjaźnić się z Eskimosami. Tyle pamiętam. W sumie - nieszkodliwa rozrywka.

11 listopada po tych samych ulicach hulał wiatr. Harcerze postawili znicze przy paru pamiątkowych tablicach i czym prędzej, smagani chłodem i deszczem, wrócili do domów. Były Msze w kościołach, ale bez tłumów, przyznajmy to szczerze. I apel poległych, na którym oficjele stali na wdechu, żeby wydawało się, że jest ich więcej.

Zajrzałem na ulicę 11 Listopada. To przecież jej imieniny - pomyślałem sobie. Kiedyś były przy niej cztery księgarnie, sklep papierniczy, chyba z osiem sklepów obuwniczych i drugie tyle z ciuchami, jakaś kawiarnia, piekarnia, szewc, pasmanteria, zacna drogeria na rogu, zakład fotograficzny. Ludzi tłum. Przejść było trudno. Tędy chodziło się na targowisko w Białej. Onegdaj pojawił się nawet pomysł, żeby ulicę ożywić, żeby wieczorem było tu gwarno, żeby ulica żyła towarzysko. Ostatnio nawet - o ile dobrze słyszałem - pojawił się pomysł, żeby lokale przy ulicy 11 Listopada wynająć restauratorom na szczególnie dogodnych warunkach. Ale pomysł prysł - jak mydlana bańka. Rozbił się o rację, o interesy i może nawet trochę o brak urzędniczej odwagi i fantazji.

Poznikały sklepy. Nie ma śladu po księgarniach. Poszli z torbami drobni sklepikarze i rzemieślnicy. Ich miejsce zajęły... banki. Nawet nie wiedziałem, że jest tyle banków w Polsce i że tak się nazywają. Cóż, pod względem bankowości wychowała mnie ulica.

Zaszedłem 11 listopada na ulicę 11 Listopada łudząc się, że może jakieś święto, że jacyś ludzie szczęśliwi, uśmiechnięci, z chorągiewkami, balonikami, watą cukrową może. Zdjęć sobie narobię - pomyślałem - ludziom pokażę, niech się cieszą, niech podziwiają, niech zazdroszczą Bielsku-Białej.

Deszcz siąpił, czerwony bruk zamieniając w lustro. W stronę dawnego targowiska, gdzie teraz jest stacja benzynowa i amerykański bar z chorym jedzeniem, szedł chłopak zakapturzony i coś pokrzykiwał do komórki.

A przecznicę dalej spotkałem parę młodych jeszcze ludzi, choć ich twarze były zmęczone, jak fasady ciągnących się wzdłuż ulicy kamienic, których nikt już nie kocha. Ubrani byle jak, z jakimś plecakiem, koślawym kartonem i parą reklamówek. Wyglądało to jak cały dorobek ich życia. Popatrzyli na mnie podkrążonymi na szaro, jak listopadowe niebo, oczami.

- Czego się gapisz? Nie masz czegoś zapalić? - wybełkotała dziewczyna.
Uśmiechnąłem się tylko. To taki mój mały prezent dla ulicy 11 Listopada na imieniny. Na więcej mnie nie stać.
 

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

E-BOOK DLA SUBSKRYBENTÓW

ADWENTOWA SZKOŁA MODLITWY