Ponad 200 diecezjan modli się w tych dniach w Rzymie.
Wierni z Podbeskidzia biorą udział w diecezjalnej pielgrzymce Roku Wiary do grobów Apostołów. Uwieńczeniem peregrynacji jest Eucharystia w bazylice św. Pawła za Murami, pod przewodnictwem biskupa pomocniczego Piotra Gregera - w sobotę 19 października - akurat w wigilię święta jednego z patronów diecezji bielsko-żywieckiej św. Jana Kantego.
To on przecierał „naszym” szlaki w pielgrzymowaniu do Wiecznego Miasta. Sam był tutaj czterokrotnie: pieszo, o żebraczym chlebie. Co najmniej raz okradziony przez zbójców, nadto wyśmiewany i wyszydzany w drodze.
Z tymi zbójcami wiąże się legenda złotymi literami pisana przez ks. Piotra Pękalskiego, św. teologii doktora: „złupili go ze wszystkich rzeczy, które miał przy sobie, i do ostatniego grosza odebrali mu pieniądze; prócz tego grozą zmuszali go do sumiennego wyznania, czyli jakich nie ma ukrytych pieniędzy. W tak wielkim zatrwożeniu zapomniawszy zupełnie, że jeszcze ma przy sobie kilka dukatów węgierskich w sukni zaszytych, powiedział, że już więcej nie ma. Gdy atoli odchodzili od niego, przywiódł sobie na pamięć owe w sukni ukryte kilka dukatów, i ciężko zabolał, że kłamstwo popełnił; biegnie zatem czym prędzej za rozbójnikami wołając, by się wrócili i przebaczyli mu, pada na kolana i wyznaje przed niebem i łotrami swój grzech, i wyprute z sukni oddaje dukaty, mówiąc: nie chcę kłamać, weźcie i te pieniądze, o których zupełnie zapomniałem. Wszakże inny pątnik w podobnej przygodzie, dla zaspokojenia koniecznych potrzeb podróży, byłby oszczędził ukryte pieniądze; ale Kanty wyżej ceniąc prawdę i sumienie swe nad złoto, oddać je chciał uchodzącym złoczyńcom. Łotrzy rzadką szczerością męża Bożego zdziwieni, wysoko ceniąc jego świętobliwość, nie tylko że nie przyjęli dawanych im dukatów, ale upadłszy mu do nóg, przedtem zabrane pieniądze i rzeczy oddali, a prosząc go o przebaczenie, do swych odeszli kryjówek”.
Kiedy wracał do Krakowa, na Uniwersytet Jagielloński, śmiano się z Kantego, że do Rzymu pielgrzymuje, żeby jakieś zacne, a intratne probostwo dla siebie zyskać. Tym złośliwościom zaś dawał odpór, tłumacząc: „To mój czyściec, w którym obmywam moje grzechy i z którego biorę ochotę do dobrego życia chrześcijańskiego, cisnąc się do radości niebieskich, które wierzącym i pracującym obiecał nasz dobrotliwy Pan”.
Brzmi to wszystko trochę archaicznie, górnolotnie i budzi uśmiech pod wąsem. Ale też stawia trudne pytania o motywy współczesnego pielgrzymowania.
Bo wiąże się z nim zaspokojenie ciekawości, głębia szerokiego wachlarza przeżyć estetycznych i duchowych, zdobycie nowej wiedzy, poszerzenie horyzontów. Tylko czy w pielgrzymowaniu jest jeszcze miejsce na pokutę, na własne uświęcenie?
Gdyby mnie ktoś spytał, po co nam, w XXI wieku, święci, to wspominając św. Jana z Kęt powiedziałbym, że już choćby tylko po to, żeby nauczyć nas skutecznie i z sensem pielgrzymować.
Tym, którzy wrócą za chwilę z Rzymu, życzę bijących blaskiem twarzy, które będą świadectwem osobistego spotkania z Bogiem i serdecznego doświadczenia wiary w miejscu, gdzie tkwią jej korzenie.