– Proszę, módlcie się o pokój dla tej ziemi – apeluje s. Izabela Pilorz, pasterzanka z Cieszyna, którą rebelia zmusiła do powrotu z misji w Afryce.
– Przed wyjazdem widziałam, jak bardzo ludzie są przerażeni. Oni już niejedną rebelię przeżyli, wiedzą, czym jest taka sytuacja... – mówi o życiu w Republice Środkowoafrykańskiej s. Izabela Pilorz z bezhabitowego Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza. Siostra pochodzi z parafii św. Marii Magdaleny w Cieszynie. – Z tego, co wiem, w naszej wiosce Ngaoundaye byli rebelianci, ale opuścili ją, nie wyrządzając większych szkód. Nie wszędzie tak jest. Misjonarze, wśród których jest wielu Polaków, donoszą o aktach przemocy w ich miejscowościach. Te wszystkie wojny niszczą ludzi i miasta. Jak ci ludzie mają się normalnie rozwijać, jak funkcjonować, kiedy ciągle żyją w niepokoju i niepewności?
Módlcie się...
Jak relacjonuje siostra, pierwsze słuchy o wojskach szykujących się do działań dotarły do misji przed Bożym Narodzeniem. – Bardzo się modliliśmy o pokój – opowiada s. Izabela. – Uspokoiło się na kilka miesięcy. Ale sytuacja znowu stała się napięta przed Niedzielą Palmową. Opóźniła się nawet procesja, bo wszyscy słuchali wiadomości francuskiego radia. Nasza misja Ngaoundaye znajduje się na północnym zachodzie, przy granicy z Czadem i Kamerunem. Misjonarze zaczęli wywozić samochody misji do Kamerunu. Wszyscy słuchali wiadomości, co będzie... Prezydent uciekł z kraju. Rozpoczęła się rebelia. Wśród rebeliantów są muzułmanie z Czadu i Sudanu. Oni nawet nie znają tutejszego języka sango. Po prostu przychodzą, zastraszają, grabią, co im potrzebne – samochody, pieniądze i zajmują ziemię – opowiada s. Izabela i bardzo prosi o modlitwę w intencji pokoju w sercu Afryki.
W środku Afryki
Sytuacja zmusiła s. Izę do powrotu do Polski. Mówi o pomocy i wielkiej życzliwości ze strony wszystkich placówek misyjnych, z jaką spotkali się w czasie drogi z RŚA do Kamerunu. – Tak tam jest na co dzień – wszyscy służymy Panu Bogu i mieszkańcom Afryki. Jesteśmy w bliskich relacjach – opowiada.
Siostra bardzo chce wrócić do swojej pracy i przyjaciół z Ngaoundaye: młodzieży franciszkańskiej, Legionu Maryi, grupy tańczącej w czasie Mszy św., grupy św. Rity, młodzieży i innych. Kiedy? O tym zadecyduje sytuacja rozwijająca się w RŚA.
Siostry pasterzanki pracują tam od trzech lat. W Ngaoundaye – we trzy: s. Ewa, s. Renata i s. Izabela razem z dwiema siostrami z włoskiego Instytutu św. Katarzyny. W misji posługują także księża i bracia kapucyni.
Pasterzanki prowadzą tu dwie szkoły, którym szefuje s. Ewa. W jednej uczy się 600 dzieci, w drugiej – 200. Połowa uczniów to sieroty i dzieci, którym siostry zapewniają utrzymanie. S. Izabela pracuje w parafii – pomaga w katechezie, w zakrystii, pracuje także w szkole dla katechistów prowadzących co niedzielę Liturgię Słowa w 16 kaplicach na terenie misji.
– W niektórych miejscowościach ich mieszkańcy mogą uczestniczyć we Mszy św. raz na trzy miesiące, czasem rzadziej – wyjaśnia s. Izabela. – Katechiści to osoby z wielkim autorytetem. Przyjeżdżają do naszej szkoły na pół roku – od grudnia do maja – całymi rodzinami. Bracia pracują z przybyłymi mężczyznami. Ja z kobietami, ich żonami, i ich dziećmi. Często się zdarza, że kobiety nie potrafią pisać ani czytać. Zaczynamy więc od samych podstaw. Ta praca daje mi wiele radości, pozwala poznać ich codzienne życie, mentalność.